Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niekulinarne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niekulinarne. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 marca 2017

N i e k u l i n a r n i e. OSOBIŚCIE. TO JUŻ 6 (!) LAT. I 'REBEL SKIN', czyli moje nowe 'dziecko' :)


Hello! To R O C Z N I C A ! 

Kochani! Jak i znów przegapiłam rocznicę bloga hihi, która to już?! 
SZÓSTA?! :D 
Cóż, to co tutaj pokazuję, żyje i rozwija się wraz z nami, wraz ze mną. Jeszcze kilka lat wstecz, blog aż kipiał od kuchni włoskiej i ciast drożdżowych, które szczerze uwielbiałam - a i one chyba lubiły mnie bo rosły ładnie i zawsze wychodziły :) No i jak pachniały!... 
Teraz od dłuższego już czasu wchodzę głębiej i głębiej w dietetykę i ... moje poglądy na jedzenie, delikatnie rzecz biorąc, MOCNO ewaluowały. Jem zdrowo, prosto i maksymalnie odżywczo i naprawdę obiecuję, że te przepisy, te które sama stosuję na co dzień, znajdą się w końcu tutaj - w pięknej oprawie fotograficznej. O b i e c u j ę. Tylko potrzebuje znów na to ciut więcej czasu. 
Będą wypieki bez pszenicy, opcje śniadaniowe (naleśniki, placuszki), posiłki które można zrobić naprawdę w 15 min ( w tej kwestii nic się u mnie od czasów 'kuchni włoskiej' nie zmieniło) i zapakować do pudełka. 
Zabiorę się, jeszcze tej wiosny :) 

R e a l i z a c j e.

Wciąż robię zdjęcia dla 'Mody na Zdrowie' i mimo że nie mam ze strony redakcji takich obostrzeń - są to zawsze rzeczy które jem i polecam do jedzenia moim klientkom. Jestem tu ze sobą całkowicie szczera. Wszystko co gotuję w domu - jest zgodne z zasadami, które przekazuję. Gazetkę możecie sobie nabyć w aptekach, ale staram się też wrzucać co wartościowsze rzeczy na bloga. 
Zdarzają się też sesje w y j a z d o w e - jak sesje produktowe w piekarni czy w restauracjach - i takie realizacje także Wam pokazuję - to przeca fotografia kulinarna jest ;-) Co nie znaczy, że to zjadam! :) 

Jakiś czas temu postarałam się zaktualizować zakładkę 'WSPÓŁPRACA' gdzie wypisane są moje realizacje. 
Foty z sesji znajdziecie też na blogu wpisując w wewnętrzną wyszukiwarkę 'sesja' - tyle wystarczy. 

PODRÓŻE.

Nazwa bloga zobowiązuje, co? :) 
Hihi w tej kwestii wiele się nie zmieniło, dalej jeżdżę i dalej kosztuję na wyjazdach. Uwielbiam to! Co prawda teraz z niejakimi obostrzeniami, ale przyznaję że na wakacjach trochę 'luzuję' i czasem coś średnio legalnego wpadnie. Bo jak tu choć raz nie zjeść baklavy będąc w Grecji?! Pizzy we Włoszech. Na to sobie pozwalam. 
Dbam i aktualizuję zakładkę 'PODRÓŻE', także jeśli tylko macie ochotę - oglądajcie! 
Teraz siedzę i obrabiam foty z Gran Canarii z lutego - jak ogarnę to tez wrzucę :) 

REBEL SKIN. artistic sportswear.

I wreszcie! 
Mimo, że fest niekulinarnie, bardzo bardzo chce Wam pokazać nad czym ostatnie miesiące z P. ciężko pracowaliśmy. 
WŁASNY BRAND ODZIEŻOWY :) 
Zaskoczeni? :-) 
Pomysł przyszedł sobie na wyjeździe, wiecie jak jest, chill out i czerwone wino. Dużo pracuję jako trener i instruktor fitness, i bardzo często klientki pytały gdzie kupuję legginsy. I poszło. Pomyślałam, czemu mam ciągle polecać 'obcych', może warto zrobić 'swoje'! I się zaczęło. Długa historia, jak jesteście ciekawi odsyłam do naszej pięknej strony, która już śmiga, do zakładki 'o nas' to sobie poczytajcie :) Tutaj - klik ----> link. 
W każdym razie! REBEL SKIN już jest, z czego jestem naprawdę bardzo bardzo dumna! Szyjemy w Polsce, z rodzimych dzianin funkcyjnych i a nasze legginsy są projektowane przez fantastycznych polskich artystów. Naprawdę piękna sprawa, zrobić coś od zera i widzieć efekty :) 

Jako, że jest mi to wszystko bardzo bliskie, szczerze zapraszam do polubienia i choć obczajenia. Dodaję, ze wszystko, łącznie z fotami (a jak!) i stroną internetową (a jakże!) zrobiliśmy zupełnie sami :D Da się? No  w s z y s t k o  się da! 

I konkrety poniżej: 

www.rebelskin.pl 


I kilka fotosów, na zajawkę ;) 
Więcej - na stronie i na fb.
















wtorek, 17 lutego 2015

Dzień kota. I słów kilka (!) o kotach. I o specyfice mięsożercy :)

Emisia z resztką obiadu :)

Dziś przy porannej kawie, przeglądając news feed na fb, natknęłam się na posty dotyczące Dnia Kota. Uśmiechnęłam się, pogłaskałam Moje. Moje mają Dzień Kota co dzień, pomyślałam. 


źródło obrazka: http:tezpotrafierysowac.blogspot.com



A potem, pomyślałam sobie, że już od dawna chciałam Wam tu o nich trochę popisać, tak od siebie, od serca. Bo ciężko jest moją osobę wyizolować od kotów, odkąd je mam, są tak ważną częścią mnie, że trudno mi myśleć i mówić o sobie inaczej niż o kociej mamie :) Kto mnie zna, wie. Każdy kto ma ze mną w ten czy owy sposób do czynienia wie, że jest Emi i jest Wituś. No, nie? Przyznajcie się :-) 

Emi jest śnieżnobiała, ma na główce trzy czarne kleksy i pręgowany, jakby ‚doczepiony’ ogon. Jest dziewczyną i pięknie pozuje do obiektywu. 
Witek jest biało bury. Jest wcieleniem kociego łobuza, wiecznie kombinuje co by tu napsocić, czasem chce zabić siostrę, a potem skrupulatnie ją wylizuje i tuli. 
Emi prawie nie gada, za to mruczy jak traktor. Śmieję się, że całe wokalne możliwości wkłada w mruczenie. Czasem powie, jak jest głodna. 
Witek mruczy cichutko i subtelnie, czasem grucha jak mały gołąbek :) Gada non stop, do siebie i do nas, chodzi i gada, bawi się i gada. Zawsze odpowie jak go zagadujemy. Wszystko rozumie, chodzi za P. jak mały psikot i na zwołanie wskakuje na ramię (tak z podłogi! I tylko Piotrkowi!) 
Emi uwielbia masło i oliwę, nie popuści nawet jednej kropelce. Do czysta wylizuje nóż do smarowania masła. Wylizuje też do czysta swoją miseczkę, i podłogę pod miseczką i miseczkę brata też. 
Wituś uwielbia wszystko, je szybko i zagląda do miski Emi, czy czasem nie ma lepiej, więcej? 
Oba uwielbiają siedzieć w otwartym, zabezpieczonym kocim oknie. Wylegiwać się na słoneczku, albo napuszone jak dwie kulki marznąć na wietrze (muszę wspominać jak marzniemy wtedy my..?!). Nie ma opcji żeby nie otworzyć okna, oba domagają się tego codziennie, tuż po śniadaniu. 
Emi poluje na plamki światła, śpi ze mną nosek w nosek, wstaje kiedy ja, i kładzie się ze mną. Wituś poluje na wszystko, jest silny i mega wysoko skacze. Codziennie przychodzi pociumać uszko.. (ssie płatek ucha, tak już ma od dziecka...), czasem śpi na Piotrka głowie, czasem gdzie indziej.





Dużo pisania by było, gdybym zaczęła opowiadać. Wiecie co? Materiału jest spokojnie na kolejnego bloga (!) i kto wie czy kiedyś tego projektu się nie podejmę. Ale to nie na teraz, nie na tutaj. 
Koty adoptowaliśmy ( ja i P. ma się rozumieć. Z góry Cię kochanie przepraszam jeśli nie zawsze używam zwrotu Nasze koty. Oczywiście, że nasze! A jednocześnie też Moje. I Twoje też :) ), już prawie dwa i pół roku temu. Było dużo wątpliwości i przyznam, że głównie z mojej strony, wielki lęk przed odpowiedzialnością ( tu, pewnie uśmiechają się wszyscy, będący rodzicami :-) ). Całe niemal życie miałam pieska, i nic, ale to kompletnie nic o kotach nie wiedziałam. Kiedy padała decyzja, weszliśmy na stronę Fundacji Adopcyjnej ( w naszym przypadku była to Szara Przystań), jak dobrze że są fundacje, które robią dla tych cudnych drapieżników tyle dobrego! I zobaczyliśmy je na zdjęciach. Małe, białe stworki z trójkątnymi mordkami, uszami - gigantami i sterczącymi antenkami w miejscu ogonków :) Takie dwa łobuzy :) Nasze Ci one! 
Pamiętam jak pierwszy raz przytuliłam maluchy...Łzy w oczach i wzruszenie. Potem już tylko gigantyczne pokłady miłości i cierpliwości, aż czasem sama się sobie dziwię hehe :)





A potem... zaczęłam czytać. 
Najpierw w ‚polskim internecie’, potem anglojęzyczne opracowania. Potem naukowe artykuły o biochemii kociego organizmu, o specyfice funkcjonowania mięsożercy i łowcy. Bo nie zapominajmy, że taki właśnie nasz domowy kot jest - i wiele się tu od dzikich kotów nie różni. Ba, nie różni się wcale! Kotowate pozostają najdoskonalszymi drapieżnikami stworzonymi przez naturę. I jeśli przyjąć do wiadomości, z całymi jego konsekwencjami, ten prosty fakt, cała reszta jest już logiczna i przyjemna. Nie mam zamiaru Wam tu serwować wykładu na temat żywienia mięsożercy, tak jak powiedziałam wcześniej, to dużo materiału. Choć przyznam, że zaczęłam już tłumaczyć co niektóre artykuły, więc może takie rzeczy też kiedyś się tu (bądź na innym, kocim blogu) pojawią. Jeśli macie koty, i jesteście czegoś ciekawi, czy chcecie o coś zapytać - piszcie śmiało! Chętnie na takie pytania odpowiem. 
Co niektórzy zapytają pewnie, za kogo Ty się uważasz?! Przecież nie jesteś weterynarzem?! 
Też bez rozwodzenia, odpowiem; rozejrzyjcie się po gabinetach weterynaryjnych w Polsce. Co zobaczycie? Royal Canin, tudzież Hills. Podpowiem tylko że ‚pet food companies’ to trochę jak firmy farmaceutyczne, idą za tym wszystkim ogromne (!) pieniądze, i to, że Wasz weterynarz poleca Waszemu Kotu Rolaya dla kastratów, nie znaczy że jest złym lekarzem. Stop. Choć trochę może tak... Ale tak już tutaj jest, fajnie jest wiedzieć swoje i robić swoje...
Więc do rzeczy. Kilka podstaw. Jeśli chcecie więcej, piszcie na pirv.  

A. 

Kot jest m i ę s o ż e r c ą. Mięsożercy jedzą... mięso! Tak, ta zaskakująca prawda jest podstawą do całej reszty. Sprawdź skład swojej suchej karmy. Ile ma węglowodanów? Ile czegoś, co producenci nazywają ‚mięsem’? I pytanie do Ciebie, czy jadłbyś takie ‚mięso’, gdybyś był kotem?... Kot to drapieżnik, a drapieżnik to nie kura żeby ją za przeproszeniem tuczyć węglowodanami. Wybaczcie dosadność, ale aż się denerwuję jak o tym myślę. Jedynymi węglowodanami kota w naturze, jest treść pokarmowa ofiary. Czyli nie więcej niż 2% całego spożywanego ‚posiłku’. Reszta to... mięso, podroby, kości, skóra; czyli białko, tłuszcze, sole mineralne.

‚Ale moja sucha karma ma dobry skład’ powiecie. Zgadzam się, są suche znacznie lepiej zbilansowane, z godziwą ilością ‚mięsa’ i względnie małą węgli (np zredukowaną z 60 do ‚jedynie’ 20%... ). Co dla kota i tak jest (dużo!) za dużo. Ale jest jeszcze jedna sprawa.... - czyt. punkt B. 

B. 

Kot w naturze pobiera płyny z pożywienia. Tak, z p o ż y w i e n i a. Czyli wróć punkt a - z mięsa, z ofiary. Ciało ofiary ma przecież ponad 80% wody, tak i nasze btw. Sucha karma? Jak sama nazwa wskazuje jest s u c h a ; 8 - 10% wody. Wniosek? Ciągłe, permanentne odwodnienie kota, który pijąc, próbuje uzupełnić ogromny deficyt wody. Stąd już tylko krok od najczęstszej przyczyny powstawiania kamieni w pęcherzu. Za mało wody = zagęszczenie moczu = wytrącanie soli mineralnych. 
Moje koty nie piją de facto wcale. Wysikują hektolitry, są zdrowe i wesołe. Każdemu, kto nie wierzy - zróbcie eksperyment. Odstawcie suche, dajcie kotu mięso. Może być puszka dobrej jakości (o tym zaraz) lub trochę surowego. Poobserwujecie. Gwarantuję, że przestanie pić i zacznie więcej sikać :) Tak powinno być! 

C.

Koty w naturze są chude! Widzieliście kiedyś otyłego lwa?... I jak myślicie, skąd bierze się w społeczeństwie epidemia otyłości kotów? Kocia cukrzyca? Kamienie? W większości przypadków (nie mówię że zawsze!) z nieprawidłowego żywienia... Kot nie potrzebuje węgli, ergo jego organizm nie jest przystosowany do ich sensownego wykorzystania. Całość cukrów jest magazynowana w tkankę tłuszczową.

Pewnie część z Was jest przekonana że to przez kastrację :-) A czy Twój weterynarz nie polecił Ci czasem suchej, s p e c j a l i s t y c z n e j karmy dla kastratów. Jeśli tak, patrz wyżej - masz odpowiedź. Kocia karma dla kastratów, (niby) zapobiegająca powstawianiu kamieni, kochani, no niestety taka karma działa właśnie zupełnie odwrotnie... I kółko ładnie się zamyka. 

I jest dużo, dużo więcej! 

Powiem tak. Emi i Witek jedzą surowe mięsko (skrzydełko z kością i skórą - jest idealne! zawiera wszystkie składniki pełnowartościowego kociego posiłku, we właściwych proporcjach), surowe podroby (uwielbiają serduszka), Witek przepada za wołowiną, Emi za rybami. Jedzą też puszki, których skład jest przeze mnie policzony i przeliczony (bo producenci nie mają obowiązku podawać procentowej ilości węgli) i mają różne tricki na to żeby nas zwieść (np. 90% mięsa!). Trzeba liczyć. To proste, piszcie jeśli chcecie więcej szczegółów. Dla zainteresowanych, mogę nawet przesłać listę produktów naprawdę dobrej jakości - będę spokojna o Wasze koty jeśli będą takie puszki jadły :) 
Witek i Emila są zdrowe, mają błyszczące futra i czyste ząbki. Oba są wysterylizowane (mimo że to naprawdę nieprzyjemne, nie było wyjścia :( ), szczupłe i umięśnione jak dwie małe pantery. 
Jedzą dwa lub trzy razy dziennie, w sumie dostając ok 200 g mięsa na kota (zasada jest prosta, 50 - 60 g mięsa na 1kg dorosłego kota). 

I wiem, doskonale wiem że na suchym jest łatwo, wystarczy sypnąć raz dziennie :) Rozumiem to, naprawdę! Ale wybieram zdrowie i dobre samopoczucie zwierzaków, niech mają dobre życie, skoro już zdecydowałam się je mieć i kochać. 

„Nie stać mnie” słyszałam czasem jako odpowiedź na moje rady. Mylisz się. Skrzydełko kosztuje 60 - 80 gr. 100 g serc - trochę ponad złotówkę. Policz, ile wydajesz na suche? A ile wydasz w przyszłości na weterynarza?

Nikogo nie krytykuję i nie namawiam. To Wasza decyzja. 
Oczywiście cały tekst jest mojego autorstwa i powstał na podstawie mojej wiedzy o kotach, mojego czytania, liczenia i dociekania. 
Nie jestem lekarzem weterynarii. 

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Jeśli chcecie coś zmienić w żywieniu swoich małych mięsożerców, piszcie! Jeśli tylko będę wiedziała, chętnie odpowiem na Wasze pytania, czy wątpliwości. 
Jeśli chcecie poczytać czy dowiedzieć się więcej, tutaj jest strona, z której w dużej mierze się uczyłam. Artykuły są napisane przystępnym językiem, poczytajcie jeśli potrzebujecie bardziej niż ja wiarygodnego autorytetu :)

A może chcecie żebym pisała też o kotach tutaj? 



Pozdrawiam Was Kochani i Wasze Koty :)

ps. I kilka zdjęć, z dosłownie "przed chwili" :) 
Więcej fotek moich kocich dzieciaków znajdziecie na moim Instagramie - klik. 









wtorek, 6 stycznia 2015

Zima. Piękno (Winter. Beauty).




Wszystko o  s ł o ń c u . All about sun. 
Mogłabym pisać o nim dużo. I mówić. 

Uwielbiam letnie, realnie parzące, oglądane przez słoneczne okulary. Skóra pachnąca latem i opalenizną, wypłowiałe włosy. 
I wiosenne, nieśmiałe promienie pachnące świeżym deszczem, nadzieją i dłuższymi dniami. 
Jesienne, magiczne, złote, październikowo listopadowe, babie lato w powietrzu, złotość i czerwienie wyciągnięte światłem. 
I słonce z i m o w e . Styczniowe. Zimne, prawie niebieskawe. Idealnie współgrające z bielą. Niebieski i biały. (Kolory greckich wysp!). Piękno. Nie umiem przestać się uśmiechać. Nie mogę się napatrzeć. 

Kto by pomyślał, że mogę być fanką zimowych spacerów! 
Jest s ł o ń c e, jest pragnienie wyrwanie się z ostrych kątów miasta. 
Wzrok odpoczywa ślizgając się bez pośpiechu na znajomych z letniego wspinu przestrzeniach. 
Śnieg skrzypi pod ciężkimi butami. 
Gorąca herbata z termosu parzy w usta. Z miodem i z cytryną. 
Światło tak piękne, że aż człowieka ściska. 

gdzieś w środku. 
...









wtorek, 2 września 2014

czwartek, 17 lipca 2014

Niekulinarnie. 'BUNTA'. Krawaty w kwiaty.



Dziś niekulinarnie. 
O świetnym projekcie, w którym miałam ostatnio przyjemność uczestniczyć. 

Zostałam poproszona o sfotografowanie produktu. 
A produkt nie byle jaki! Piękne, designerskie krawaty, lniane, w kwiaty. Cztery piękne, kolorowe wzory, naprawdę jestem pod wrażeniem jakości i dbałości o każdy detal.
Profesjonalne, holistyczne podejście do biznesu - z całego serca wspieram takie inicjatywy - brawo Maju! :)


 *          *          *


BUNTA to nowa marka krawatów. Wyróżnia je lniana tkanina, kwiecisty wzór i polskie pochodzenie, stąd hasła: "Zawsze z lnu. Zawsze w kwiaty. Zawsze z Polski”. Dla fanów Śląska dodatkowym atutem niech będzie fakt, że są szyte w Katowicach

BUNTA powstała z wewnętrznej potrzeby stworzenia produktu w oparciu o surowiec, materiał czy też zasób, pochodzący z Polski a jednocześnie obiektywnie reprezentujący wysoką jakość. 


Takim materiałem okazał się polski len, a kwieciste wzory zainspirowały twórcę/twórców marki, tak, że pewnego dnia w głowie pojawiło się pytanie: „A co gdyby z tego zrobić krawat?”.









Song of a happy man!




Dlaczego Song of a happy man? 

Song of a happy man, czyli pieśń szczęśliwego człowieka, to tytuł książki z rozważaniami Psalmu 92, autorstwa mnicha Anselma Fitzgeralda. 
Szczęśliwy człowiek to wdzięczny człowiek.

Pierwszy był więc Thanksgiver, później Peacemaker, następnie Faithkeeper i wreszcie Troubleshooter.





Więcej o marce BUNTA poczytać możecie tutaj - klik
Na facebooku znajdziecie listę sklepów partnerskich w całej Polsce - tam możecie zakupić krawat :)
Wkrótce ruszy też sprzedaż internetowa na stronie www.bunta.pl

Polecam z całego serca! 


poniedziałek, 16 czerwca 2014

MENUfaktura. Katowice. Fabryka Porcelany.




Deszczowo słoneczna, iście norweska (pogodowo) sobota minęła pod znakiem Industriady
Fantastyczna impreza, dobrze i z niemałym rozmachem zorganizowana. 








Z naszą "Białą Małpą" wystawiliśmy się na MENUfakturze - wydarzenia dla miłośników dobrego, przede wszystkim lokalnego jedzenia. I wiecie co? Było naprawdę wspaniale. 
Najpiękniejsza, postindustrialna przestrzeń - zabytkowa fabryka porcelany - ze stropami i oknami od których nie mogłam oderwać wzroku! 

Masa pysznego jedzenia, tak tak, pokosztowałam tylu przekąsek i dań w wersji mini, że zastanawiam się jak tego dokonałam :) Odkrycie dnia - curry z Hurry Curry - najbardziej autentyczne curry, jakie miałam przyjemność jeść w Polsce. Uzależniająco pyszne. Aż teraz leci mi ślinka...















Były kolorowe babeczki - istne maleńkie arcydzieła od Miss Cupcake. 
Cudna tarta malinowa i k a w a od Kafo. 
Terrina z białej kiełbasy z salsą na bazie botwinki z Akolady.
I kanapeczki, najróżniejsze. 
Zapieksy z foodtrucka z Gliwic. 
I świetne hamburgery od Coolera. 
Sushi od Sushi DO. Pyszne, mogłabym wydać na tym stoisku fortunę!
I curry od Hurry Curry (!), nie pisałam już o tym?.. :)

Ah oh i duuuużo, dużo więcej. Ale nie byłam w stanie więcej przejeść =)
Wszystko popijane między innymi naszym piwkiem. A laliśmy Atak Chmielu i Grodziskie od PINTY. 

I warsztatów kulinarnych nie brakowało, była nawet pop-up'owa kolacja ale niestety zagapiłam się okrutnie i na żadne z powyższych się nie zapisałam. Nadrobię następnym razem, obiecuję :)
Był też konkurs fotograficzny o tematyce około-kulinarnej FOTOfaktory, na którym wraz z Martą (Pass-the-food), 'podzieliłyśmy' się pierwszymi miejscami ;-) 

A na piętrze - targ wyrobami rzemieślniczymi, tudzież z przestrzenią zabawowo - warsztatową dla najmłodszych. 








Podziękowania dla organizatorów! I... czekam z niecierpliwością na kolejną edycję :-)