niedziela, 30 października 2011

Burger z polędwiczką wieprzową i karmelizowaną cebulą. Najlepszy!





Kochani, nie jest to bynajmniej typowe jedzenie Ekwadoru, ale ten 'burger' tak straszliwie mi zasmakował, że postanowiłam się nim z Wami podzielić. 
Jadłam to cudo w małej miejscowości w centralnej części Ekwadoru, w knajpce prowadzonej przez Europejczyka. 


Knajpka jest przede wszystkim piwiarnią i browarem (Cerveceria) i domowe, warzone piwo jest tam przebojem. O ile piwo jest bardzo specyficzne i wytrawne, i przyznam, że nie do końca trafiło w moje smaki, kanapki jakie tam serwują.... poezja! 


Myślę, że łatwo jest zrobić podobną, podaję składniki 'na oko' - tak jak mi się wydaje. Możecie poeksperymentować, jednak z całego serca polecam połaczenie: chuda polędwiczka wieprzowa, karmelizowana cebula i dobra, aromatyczna musztarda. Na świeżej, najlepiej domowej bułeczcze. Koniecznie zgrillowanej na chrupiąco. 
Podane z domowymi fraytkami. Z ziemniaczków w mudnurkach.


Smacznego!


Burger z wieprzowiną i karmelizowaną cebulą.
/na jednego burgera/


1 kawałek chudej wieprzowiny, rozbitej na kotlet wielkości bułki
1 średniej wielkości cebula, pokrojona w piórka
2 łyżeczki dobrej jakości musztardy /lepiej nie za ostrej, zbytnio zdominuje smak/
1 świeża bułka do burgera
kilka łyżek oliwy z oliwek /do karmeliowania cebuli/
sól, pieprz i dowolne zioła do smaku

Zgrillować mięso i bułkę.
Cebulkę skarmelizować do miękkości na oliwie z oliwek, doprawić solą i pieprzem.
Zrobić burgera, z ulubioną musztardą :)

Naprawdę polecam!




PS. Pozdrawiam Was z wybrzeża Pacyfiku! Następnym razem coś o owocach morza.
Do przeczytania !



środa, 26 października 2011

Najlepsze, owocowo - kolorowe, śniadaniowe cuda.

Owoce na śniadanie, lubicie Kochani?
Ja uwielbiam! 


Owocowe combo śniadaniowe we Fruteria Montserrate, Quito. Ekwador.








Pozdrawiam Was gorąco! :)


I cieszę się, że mimo braku 'tradycyjnych' postów wciąż jeszcze tu zaglądacie, naprawdę wiele to dla mnie znaczy :*
Obiecuję że po powrocie, w grudniu, w nowej kuchni (bo się przeprowadzam,..znów) nadrobię zaległości i pokażę Wam parę potraw typowych dla tych rejonów Ameryki Południowej. 


Buziaki!

czwartek, 13 października 2011

Kolumbia II

Gorąco Was pozdrawiam z wybrzeża Karaibskiego!






PS, Muszę się pochwalić :) Właśnie udało mi się ukończyć kurs nurkowania, tym samym przełamując wiele oporów na początku zostałam licencjonowanym n u r k i e m !
Parę słów więcej o wrażeniach z kursu, zapraszam na manali.pl




niedziela, 9 października 2011

From Colombia with love! Kolumbia cz. I




Kolumbia.
Mój pierwszy kraj Ameryki południowej. 
Różne opinie słyszałam, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. 
Przestałam się więc spodziewać.
I otworzyłam oczy, s z e r o k o, tak jak lubię najbardziej podczas podróżowania.

A to co tutaj zastałam zaskoczyło mnie i zaczarowało.
Różnorodność i piękno przyrody. 
I ciepło tutejszych ludzi. I specyficzny luz.
I brzmienie hiszpańskiego języka. 
I smak owoców, oh, tego opisać się nie da...

No i kuchnia, bo to chyba interesuje Was najbardziej.
Rewelacyjne jedzienie 'uliczne', snacki. 
Na rogu każdej ulicy (calle) maleńka budka z Eopanadas - typowymi pierogami z różnym nadzieniem.
I jadłam już Empanadas con carne (z mięsem), con pollo (z kurczakiem), con verduras (z warzywami) a ostatnio, na wybrzeżu Karaibskim nawet con pescado (z rybą, i - nigdy nie trafiłam na żadną ość!). 
Ale o kuchni Karaibskiej napiszę osobno... :)






I inne, mnie liub bardziej fantastyczne uliczne przekąski. 

Arepa con queso - dość grube, okrągłe kukurydziane chlebki z serem, całkiem podobnym w samku i konsystencji do naszej mozzarelli. 

I świeżo smażone czpisy z ziemniaków i... z 'platanos' - kolumbijskich, nie-słodkich bananów.
Chrupiemy długie, bananaowe czipsy przechadzając się po uliczkach starej części Bogoty. 
La Caldelaria.
Małe, kolonialne balkoniki i kolory.
Ogromne drzwi - wrota ze starego drewna. 
Piękne.










I owoce.... o owacach rónież napiszę. A raczej owoce spróbuję zilustrować zdjęciami, tylko tyle mi pozostaje... Szkoda że nie da się zamieścić na blogu s m a k ó w (!) 
Pozdrawiam Was gorąco!



sobota, 1 października 2011

Cynamonowa drożdżówka do odrywania i ... jadę!




  
Oryginał tego cynamonowego cuda pochodzi z bloga Joy the baker. W Polskiej blogsferze widziałam go już u Liski oraz u Pat.
A że ciasto jest obłędnie pyszne i obłędnie fotogeniczne, postanowiłam że wrzucę przepis również i tutaj. W końcu każda z nas robi inne fotografie :)

Ten piękny przekładaniec piekłam w słoneczne rano.
Oblizywałam palce z maślano – cynamonowej posypki.
Siedziałam przyklejona do szyby piekarnika podziwiając cud metamorfozy.
Rośnie i się rumieni.
Powoli wypełnia całą formę.

Przecież to jest magia!
I cynamonowy zapach. I zapach świeżego ciasta.
Najpiękniejsze.



Kochani,  z tym cynamonowym chlebkiem na jakiś czas Was zostawiam.
Jutro rano wyruszam na wyprawę: Kolumbia, Ekwador i Peru.
Wracam za dwa miesiące. Trzymajcie kciuki(!!!) żebym nie zamarzła gdzieś na lodowcu…

Obiecuję, że jak tylko będę miała możliwość, wrzucę choć króciutkiego posta, jak dobrze pójdzie zilustrowanego lokalnymi przysmakami :)

I z góry żałuję i bardzo Was przepraszam – ale nie będę miała szansy śledzić Waszych kulinarnych poczynań… Ominą mnie dynie i późne jabłka. I grzyby, które tak lubię… Coś za coś. Za to, na pewno nadrobię w grudniu, i to z nawiązką!
Ściskam Was! :*

I ‘do przeczytania’ z dalekiej Południowej Ameryki.




Cynamonowa drożdżówka do odrywania
 /źródło – ten przepis/

Ciasto drożdżowe

2 i ¾ szklanki mąki pszennej
7 g suchych drożdży instant
¼ szklanki cukru
½ łyżeczki soli
60 g masła, nie solonego
1/3 szklanki mleka
¼ szklanki wody
2 duże jaja
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Cynamonowe nadzienie

1 niepełna szklanka cukru
2 łyżeczki mielonego cynamonu
½ łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka mielonego kardamonu
50 g masła, roztopionego i przestudzonego

W dużej misce zmieszać dwie szklanki mąki, drożdże, cukier i sól. 
Jajka ubić trzepaczką w osobnym naczyniu. 

W garnuszku podgrzać mleko i roztopić w nim masło. Gdy tylko się rozpuści - zdjąć z ognia. Lekko przestudzić, po czym dodać wanilię i wodę. 

Mleko z masłem wlać do suchych składników i wymieszać łyżką. Dodać jajka i resztę mąki i wyrobić ciasto (użyłam do wyrabiania ręcznego miksera). Będzie gładkie i lekko klejące. 
Tak przygotowane ciasto drożdżowe przełożyć do lekko natłuszczonej miski, przykryć bawełnianą ściereczką i odstawić do wyrastania (u mnie 60 min - powinno wyraźnie urosnąć). 

Po tym czasie (ciasto nie powinno się już kleić, to jest naprawdę niesamowite!), wyłożyć ciasto na blat (można oprószyć go lekko mąką) i rozwałkować na prostokąt długości keksówki w której będziemy piec chlebek ( u mnie 30 cm) i szerokość ok 50 cm. 
Posmarować roztopionym masłem i równomiernie posypać cukrem z cynamonem, kardamonem i gałką. 

I wreszcie składanie - najciekawsza część. To naprawdę nie jest trudne!
Pociąć nasz prostokąt na 6 równych pasów.
Pasy ciasta delikatnie ułożyć jedne na drugim, po czym pokroić całość na 6 równych części (zobaczcie jak robi to Joy na swoim blogu. Powinniśmy otrzymać 6 kwadratów złożonych z 6 warstw pachnącego ciasta). 
Każdą z tak powstałych części ułożyć p i o n o w o  w keksówce.
Odstawić do wyrastanie na koleją godzinę. 

Piec w temp 170 st C. przez ok 30 - 35 min (piekłam 30 min).
Wierzch powinien dość mocno się zarumienić, a całość bajecznie wyrosnąć...

Smacznego!






Tarta z kurkami i… żegnam się z jesienią




Dziwny ten rok dla mnie.
Rok zmian i pożegnań. Z tym co stare, lubiane, znane.
Czy zmiana jest dobra?... Chyba tak. Ale na pewno nie łatwa.
Natura człowieka tak szybko się przyzwyczaja.
Tak szybko przywiązuje, wytwarza schematy, małe rytuały.
To też nie jest źle. Byle się w nich nie zastygnie.

Jak to zazwyczaj bywa, najzdrowszy, najlepszy jest balans.
Jakaś abstrakcyjna, złota równowaga, którą tak trudno jest osiągnąć.

Kochani, te kilka dni w Polsce naprawdę rozpieszczały mnie słońcem i… już nawet zdążyłam szczerze polubić tą naszą ( t a k ą )  jesień.
A jak już coś polubiłam to…muszę z tym pożegnać.

Tam, gdzie jadę nie ma jesieni.
Jest lato na Karaibskim wybrzeżu, i super-lato w Kolumbijskiej dżungli.
I jest zima na sześciotysięcznikach w Ekwadorze. Prawdziwa zima.
Ależ tak, bardzo się cieszę!!

Ale cieszę się również, że zaczęłam doceniać piękno słonecznej złotości polskiej jesieni.
I cieszę się, że mogłam siedzieć rankami na tarasie.
I upiec kilka jesiennych przysmaków.
I pójść na spacer do Polskiego lasu.
Pojechać w skały.
I posiedzieć w ogrodzie, wieczorem.
I podnieść kilka kasztanów.
I wreszcie uśmiechnąć się do jesieni.

Nie będę bała się jej za rok…








Tarta z kurkami i parmezanem
/przepis na kruche ciasto od Małgosi/
/Ilość do wylepienia formy na tartę o średnicy 25cm/

200 g mąki pszennej
100 g zimnego masła, pokrojonego w drobna kostkę
1 łyżeczka soli
½ łyżeczki cukru
2 – 3 łyżki zimnej wody /dałam 3/


ok. 300 g kurek
1 mała cebulka, drobno pokrojona
3 ząbki czosnku, pokrojone w plasterki
2 żółtka
3 łyżki śmietany 18%
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
2 łyżki masła
2 łyżki drobno tartego parmezanu
1 łyżka suszonej pietruszki

Z podanych składników zagniatamy szybko ciasto, (wody dodajemy stopniowo na samym końcu).
Formujemy z niego kulkę, obwijamy folią spożywczą i schładzamy w lodówce (wystarczy 30 min).

W tym czasie przygotowujemy farsz.
Na patelni roztapiamy masło, wrzucamy cebulkę. Smażymy 5 – 6 min, aż lekko się zeszkli. Dodajemy pokrojony w plasterki czosnek i smażmy kolejne 2 – 3 min. I wreszcie dodajemy kurki.
Całość smażymy ok. 10 min doprawiając grzyby solą i świeżo zmielonym pieprzem, kurki powinny puścić sporo soku. Ściągamy patelnię z ognia.

Powstały na patelni sos ( z masła i soku z kurek ) odlewamy do małego garnuszka. Odstawiamy na chwilę do wystudzenia, po czym wbijamy do sosu 2 żółtka i porządnie mieszamy. Dodajemy 3 łyżki śmietany (możecie dodać nieco więcej śmietany lub użyć gęstego jogurtu naturalnego – tak też robiłam i było w porządku) i łyżeczkę mąki ziemniaczanej. Wszystko starannie mieszamy i chwilę podgrzewamy – aż sos wyraźnie zgęstnieje.

Ciasto wyciągamy z lodówki, rozwałkowujemy na placek trochę większy niż forma na tartę i wyklejamy nim formę (najłatwiej rozwałkowywać przez dwa kawałki folii spożywczej – wtedy damy radę przełożyć placek do formy :) Można też kroić schłodzoną kulkę ciasta na cieniutkie plasterki i ‘wyklejać’ nimi formę kawałek po kawałku – tak zawsze robiła moja mama i też działało).
Kruchy spód podpiekamy w piekarniku nagrzanym do 200 st C. ok. 10 – 15 min, do leciutkiego zarumienienia (oczywiście można sobie podpiec spód wcześniej. Ja piekłam go rano, a potem wieczorem zrobiłam tartę w naprawdę ekspresowym tempie).

Na gotowy spód nakładamy kurki, zalewamy wszystko sosem. Posypujemy tartą pietruszką i pieczemy całość jeszcze 20 – 25 min w temp. 180 st.
Przed podaniem posypujemy parmezanem.

Warto poczekać kilka minut aż tarta się ‘zwiąże’, zanim zaczniemy ją rozkrajać – wychodzą wtedy ładne, zgrabne kawałki i nic nam się nie ‘wylewa’ z nadzienia.
A czas czekania polecam poświęcić na zrobienie kilku fotografii :)


Smacznego!!