środa, 21 maja 2014

Bouillabaisse. Francuska zupa rybna.



Et voilà! C'est la France! :)

Razem z tripsta.pl kontynuujemy fantastyczną kulinarną podróż po krajach europy. 
Po kuchni greckiej przenosimy się do stolicy dobrego smaku - tak tak, tym razem na talerzu ląduje Francja
//Ja tymczasem już w piątek wybywam na Kretę - po powrocie na pewno zdam kulinarną i poza-kulinarną relację, pojawi się też więcej przepisów kuchni francuskiej :) //

Szczerze mówiąc kuchni  f r a n c u s k i e j  obawiałam się najbardziej. 
Nie czuję się mocna w tym temacie, może jeszcze przyjdzie czas na oswojenie, może to j u ż , teraz właśnie jest ten czas. 
Jako dziecko bywałam z rodzicami w Belgii, bywaliśmy też we Francji i mam dziwne wspomnienia iż niejednokrotnie sprofanowałam tamtejsze podejście do jedzenia, uparcie domagając się frytek z niezastąpionych ketchupem. Ach, czegóż można się spodziewać po sześciolatce..? W tym samym jednak czasie, moja belgijska przyszywana kuzynka, zajadała się pleśniowymi serami i popijała wino z wodą do obiadu. 
Kwestia kultury... 

Finezja, przepiórki i ogromne ilości masła. (Które uwielbiam!)
'Masło, masło masło!', mówiła Meryl Streep jako Julia Child, i tak właśnie jak w filmie 'Julie i Julia' ja spostrzegam kuchnię francuską. 
Masło będzie więc kolejnym razem, a na pierwszy ognień idzie danie, które znam i uwielbiam. 
Za prostotę (mówiłam coś wcześniej o finezji..? :| ) i niesamowite bogactwo smaku. 

Zupa bouillabaisse. 
Ze swoją portową historią. Marsylia. Zapach morza i ryb. 
Wieki gar gotującej się zupy, z czego się da, z resztek z morza. 
Zupa dla biedaków. 

Z czasem awansowała i weszła na salony. 
Zaczęto dodawać szafran i białe wino. Taką znamy.

Polecam. 






Bouillabaisse.
/porcja dla 2 - 4 osób/


ok 1 - 1,5 litra wody
ok. 1 kg ryb morskich np łosoś i dorsz (śmiało można użyć też innych)
250 g krewetek (najlepiej w całości, z pancerzykami)
inne, dowolne owoce morza np mule, kalmary, ośmiorniczki* 
(*użyłam mieszanki owoców morza)

*

4 - 5 łyżek oliwy z oliwek
1 duża cebula
1 marchewka
1 korzeń pietruszki
mały kawałek pora
kawałek selera
gałązka świeżego rozmarynu
5 ząbków czosnku
400 g pomidorów z puszki ( w sezonie 0,5 kg świeżych)
szczypta szafranu
1/2 szklanki białego wytrawnego wina
1 łyżka soku z cytryny
sól i świeżo mielony pieprz

*

świeża natka pietruszki, posiekana, do podania
świeżo mielony pieprz (u mnie kolorowy


Przygotowujemy warzywa na wywar - obieramy se skóry, kroimy na mniejsze kawałki (cebulę w pióra, marchew, pietruszkę w plastry, seler w grubą kostkę, ząbki czosnku przekrawamy na pół). 

Przygotowujemy ryby i owoce morza.
Łososia i gorsza obieramy ze skóry i ości (jeśli mamy całą rybę - filetujemy). Mięso kroimy w grubą kostkę, skrapiamy sokiem z cytryny. Skóry i kości odkładamy na wywar. 
Krewetki myjemy, oczyszczamy. Najlepiej zacząć od ukręcenia główki, następnie zaczynając od wewnętrznej strony ściągamy pancerzyk. Na koniec, nacinając ostrym nożem grzbiet krewetki, wyciągamy czarną żyłkę. Pancerzyki i głowy odkładamy na wywar. 

Przygotowujemy pozostałe owoce morza - moją mieszankę owoców morza podsmażyłam chwilkę na łyżce oliwy, dosoliłam do smaku. 

W dużym garnku rozgrzewamy oliwę. 
Wrzucamy cebulę, gdy się zeszkli dodajemy czosnek. Smażymy ok 2 - 3 min aż cebula i czosnek nabiorą lekko złotego koloru. Dodajemy pozostałe warzywa, szafran, rozmaryn oraz głowy i pancerze krewetek. Smażymy jeszcze ok 3 minut, następnie zalewamy całość winem, postanawiamy na chwilę do odparowania i zalewamy wodą. Dodajemy pomidory i doprowadzamy całość do wrzenia. 
Gotujemy na małym ogniu przez ok 20 - 30 min. 
Zupę kosztujemy, solimy i pieprzymy do smaku. 

Gotowy wywar przecedzamy przez sito, dociskamy mocno dużą łyżką żeby wydobyć maksimum esencji smaku. 

Do przecedzonego, czystego wywaru wkładamy pokrojone w kostkę mięso ryb, obrane krewetki, i pozostałe owoce morza, gotujemy ok 2 - 3 minuty. 

Zupę podajemy gorącą, posypaną odrobiną świeżej natki pietruszki i świeżo mielonym pieprzem, z kromeczkami podpieczonej bagietki. 




Samacznego!



wtorek, 20 maja 2014

Pyszny sernik cytrynowy. Z kremem cytrynowym.



S ł o ń c e, słońce, coraz więcej słońca!
Wyziębiona zeszłotygodniowymi deszczami jestem spragniona każdego promienia. 
Agresywnie c i e p ł o l u b n a. 

A w domu ciepło pod uchylonych drzwiczek piekarnika. 
I pachnie cytrynami.

Chyba najlepszy z dotychczasowych. 
(Choć czasem mam wrażenie, że mówię / piszę to za każdym razem gdy coś upiekę :)
Sernik na l a t o. Idealnie żółty, idealnie orzeźwiający. 
Sernik, który znika w jeden dzień, i wywołuje u ś m i e c h y, od których (jeszcze) cieplej mi na sercu.

Uzbrójcie się w cierpliwość i wygodny garnuszek ( który da się sensownie powiesić nad gotującą wodą) przy kremie cytrynowym. Czeka Was trochę mieszania i ... czekania. Kiedy, no k i e d y zacznie wreszcie gęstnieć??! Jest tak dobry, że połowę zjadłam kosztując... :) Fantastyczny. 

Zróbcie. Jest piękny. 
I pyszny. 









Pyszny(!) sernik cytrynowy. Z cytrynowym kremem.
/jak zwykle, piekłam w tortownicy o średnicy 22cm/


Na spód:

100 g herbatników maślanych
100 g biszkoptów (użyłam małych okrągłych)
60 g stopionego i przestudzonego masła
60 g drobnego cukru


Na masę serową:

500 g sera potrójnie mielonego (z wiaderka)
500 g sera mascarpone 
230 g cukru
 3 łyżki mąki ziemniaczanej
sok wyciśnięty z 2 cytryn
4 jajka


Na krem cytrynowy:
(źródło - ten przepis)

3 jajka
100 g cukru
100 g bardzo zimnego masła
3 cytryny


Piekarnik nagrzewamy do 170 st C. 
Dno i boki tortownicy smarujemy masłem (użyłam małej tortownicy - średnica 22cm, sernik wychodzi pięknie wysoki)
Miksujemy składniki na spód, powinniśmy uzyskać konsystencję mokrego piasku. Biszkoptowo - ciasteczkową mieszanką wykładamy dno i boki tortownicy, dociskamy i wyrównujemy powierzchnię. 
Pieczemy ok 5 min, aż nabierze złotego koloru. 


W misie miksera łączymy twaróg, mascarpone i cukier. 
Dodajemy mąkę ziemniaczaną, sok z cytrynowy, i wciąż mieszając na wolnych obrotach miksera, po jednym jajku. 
Masa serowa powinna być dość gęsta i błyszcząca. 

Ser wykładamy na podpieczony spód, wyrównujemy powierzchnię. 
Temperaturę piekarnika zmniejszamy do 100 - max 110 st C.
Sernik wstawiamy do piekarnika, pieczemy ok 3h, aż środek będzie ścięty. 

Studzimy przy uchylonych drzwiczkach piekarnika. 


Przygotowujemy krem cytrynowy (jest naprawdę przepyszny i już kombinuję gdzie jeszcze mogę go wykorzystać... )

Cytryny szorujemy i wycieramy do sucha, ścieramy na tarce skórkę (tylko żółtą część, biała jest gorzka!), wyciskamy sok. 
Jajka wbijamy do garnuszka *, mieszamy widelcem. Dodajemy cukier, sok i skórkę z cytryn. 

*(najlepiej użyć małego garnka z rączką, którą później będziemy  w stanie powiesić / zahaczyć na krawędzi dużego garnka. Lub miskę, którą również będziemy mogli trzymać nad garnkiem z gotującą wodą).

Miskę / rondelek umieszczamy nad garnkiem z gotującą się wodą, CAŁY CZAS MIESZAJĄC(!) delikatnie drewnianą łyżką, podgrzewamy. Stopniowo, kawałek po kawałku dodajemy do masy zimne masło, wciąż mieszamy, aż zupełnie się rozpuści, po czym powtarzamy proces z resztą masła. 
Ważne jest żeby nie przerywać mieszania! Po ‚wmieszaniu’ całego masła, wciąż podgrzewamy (nie przestajemy mieszać!), aż krem zacznie gęstnieć. Wtedy ściągamy z ognia i studzimy (na sernik wykładamy zupełnie zimny krem)

Uwaga! Robiąc po raz pierwszy nie przestraszcie się że krem robi się tak długo :) Proces mieszania i roztapiania mała trwał u mnie prawie 15 min! Jednak krem jest tak p y s z n y, że warty jest każdego czasu spędzonego z łyżką w dłoni :) 

Zimnym kremem, polewamy wierzch ostudzonego sernika. 
Wstawiamy całość do lodówki na kilka godzin.



Smacznego!








piątek, 16 maja 2014

ORIGAMI p r o j e k t . 'Tydzień Restauracji'.



To już trzecia edycja "Tygodnia Restauracji" - ogólnopolskiej akcji zorganizowanej przez portal Groupon, w celach promocji i zachęcania społeczeństwa naszego szanownego, do wychodzenia i jedzenia w restauracjach. 
Skusiłam się i ja, zakupiłam kupon i w ten sam już wieczór, spędziłam całkiem przyjemny czas w restauracji Origami w Dąbrowie Górniczej. 

"Projekt Origami", bo tak właśnie brzmi pełna nazwa przedsięwzięcia, zlokalizowany jest w Centrum (z tego co się orientuję) Dąbrowy, dojazd jest przejrzysty, łatwy; pod restauracją spokojnie da się zaparkować. 
Pierwsze wrażenie - dobre. We wnętrzu widać rękę architekta, przestrzeń jest fajnie zaaranżowana, czyste, lekkie formy, japoński twist. Kolorystyka jasno - zielono - bambusowo - drewniana, ciekawie, choć bardziej widziałabym tam biel, ale to już moje zboczenie :)
Bardzo ładne stoliki i krzesła, które już po chwili okazały się szalenie niewygodne. Generalnie, miałam wrażenie, że wszystko, od krzeseł do dzbanka na herbatę, było śliczne i bardzo mało praktyczne. 




W zestaw Groupona, który zakupiliśmy, wchodziły:
  • 2 x sake jiri – bulion rybny z kawałkami łososia i kiełkami słonecznika
  • 1 x California surimi (6 szt.)
  • 1 x futomaki z pieczonym łososiem, awokado, sałatą (6 szt.)
  • 1 x futomaki z tatarem rybnym na ostro z porem (6 szt.)
  • 1 x yaki udon – makaron udon ze smażonym kurczakiem i warzywami

Na samym wstępie Pani (obsługa bardzo w porządku, kompetentna, uśmiechnięta i nie narzucająca się), poinformowała nas że w zestawie jest tylko jeden makaron yaki udon, i czy domawiamy drugi. Tak oczywiście, głupio tak z jednym makaronem na środku stołu, domówiliśmy. Makaron, jak okazało się później, kosztował 29 zł, co jest dość wygórowaną i lekko zaskakującą ceną... Ale po kolei. 

Do picia wybraliśmy jaśminową herbatę w dużym dzbanku (15 zł). 
Została przyniesiona od razu, wszystko super, aczkolwiek nikt nie dolewał do dzbana gorącej wody, z którą to praktyka niejednokrotnie spotkaliśmy się w innych miejscach. 




Jako pierwsza 'wjechała' zupa - sake jiri. Pyszna. Byłam zaskoczona smakiem, delikatny, pikantno słodki bulion z kawałkami łososia i makaronem ryżowym. Idealnie doprawiona, gorąca, świetna. 



Kolejne danie, makaron udon z kurczakiem i warzywami - również bardzo smaczny. Makaron dokładnie taki, jak jadaliśmy w Chinach, przywołał przy stoliku mnóstwo wspomnień :) 
Danie, przygotowane i podane bez zastrzeżeń, świeże gorące, warzywa chrupkie, wszystko odpowiednio doprawione. 
Super! (Tylko cena ciut nas zmroziła, już po fakcie i po konsumpcji, zostawiła małą zgagę....)




Ostatnim punktem programy był półmisek sushi. 
Naprawdę pięknie podane, przepyszne sushi. Bardzo podobało mi się urozmaicenie kawałków sushi - jedna rolka z surową rybą, tradycyjnie, kolejna z łososiem pieczonym w tempurze i ostatnia, bardzo muszę przyznać ciekawa sprawa, sushi panierowane (przypuszczam że w panko), smażone w głębokim oleju na chrupko - dopiero potem pocięte na plastry. 
Wolę tradycyjne, klasyczne sushi, aczkolwiek było naprawdę fajnie skosztować czegoś nowego. 





Ogólnie, wrażenia bardzo pozytywne, jeśli o samo jedzenie, smaki i estetykę podania - wszystko absolutnie bez zastrzeżeń. 
Dodam jeszcze, że w Origami byliśmy we wtorek wieczorem, i oprócz nas lokal był zupełnie pusty. Być może, bez Grouponu, ceny są faktycznie ciut za wysokie...

Na duży plus z kolei, zapracowało sobie urozmaicenia potraw w menu, super że to nie tylko kolejny sushi bar, ale dużo dużo więcej. 

środa, 14 maja 2014

Drożdżowe bułeczki z rabarbarem.



Mój najlepszy drożdżowy wypiek. 
Zdecydowanie. 

Bułki są puszyste, maślane w smaku, lekko wilgotne.
Kwaśno - słodkie od rabarbarowego nadzienia.... ah, po prostu idealnie. 
Dla mnie, numer jeden, i na pewno do powtórzenia, jeszcze w tegorocznym rabarbarowym sezonie. 

Ważne żeby dżem rabarbarowy był naprawdę gęsty - nie wypływa wtedy z bułek od spodu i nie robi się ciapa. 
I nie poganiajmy drożdżowego ciasta, niech rośnie sobie bez stresu. 


Idealne na deszczowe dni które nastały. Z kubkiem mleka / dobrej herbaty. 
Z uśmiechem. 
Z czym chcecie. 


Polecam b a r d z o ! 






Bułeczki z rabarbarem. 
/inspiracja - przepis Bei, porcja na siedem bułeczek/

Na bułki: 

350 g mąki pszennej
7 g (jedna mała paczuszka) drożdży instant
szczypta soli
130 g drobnego cukru
200 ml ciepłego mleka (użyłam 3,2%)
1/4 łyżeczki mielonego kardamonu
60 g masła, roztopionego i przestudzonego

Na nadzienie rabarbarowe:

500 g rabarbaru
4 łyżki cukru trzcinowego 
1 łyżka soku z cytryny
skórka otarta z jednej pomarańczy

garść płatków migdałowych, do posypania
3 - 4 łyżki cukru pudru, na lukier



Rabarbar myjemy, suszymy i kroimy na mniejsze kawałki. Razem z cukrem, skórką pomarańczową i sokiem z cytryny wkładamy do rondelka, najlepiej o grubym dnie. Mieszamy i zagotowujemy. 
Zmniejszamy ogień i gotujemy (nawet przez około 40 - 50 minut), aż do otrzymania odpowiedniej konsystencji - gęstej marmolady.

Gotowy dżem odstawiamy do wystudzenia. 

Uwaga! Jeśli chcemy zrobić  l u k i e r, na samym początku gotowania, gdy rabarbar puszcza sok, odlewamy 2 pełne łyżki syropu powstającego w garnku. Odstawiamy na później. 



Mąkę mieszamy z solą i drożdżami, w środku robimy wgłębienie, wlewamy mleko i roztopione masło, dodajemy cukier. 
Wyrabiamy ciasto przez 5 - 7 minut, aż będzie gładkie i elastyczne. U w a g a ! Ciasto klei się do rąk, żeby u n i k n ą ć podsypywania dodatkową mąką (bułki wyjdą twarde i suche), wyrabiamy ciasto mikserem (końcówka z hakami), a następnie dłońmi zwilżonymi oliwą formujemy kulkę i odstawiamy do wyrośnięcia pod przykryciem na minimum godzinę (ciasto powinno podwoić swoją objętość).

Wyrośnięte ciasto odgazowujemy (można uderzyć pięścią), przekładamy na blat wysypany delikatnie mąką i rozwałkowujemy na prostokąt grubości około 0,5 cm. Cały prostokąt smarujemy dżemem rabarbarowym, zostawiając nieposmarowany 1 cm od dłuższego boku, posypujemy płatkami migdałowymi. Delikatnie zwijamy ciasto w rulon, od dłuższego boku, dobrze doklejamy brzegi. 

Ostrym nożem kroimy ciasto na 7 równych kawałków, układamy ‚ślimaczki’ w wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy (u mnie o średnicy 22 cm, radzę do ciut większej - bułki bardzo mocno skleiły się po upieczeniu). 

Posypujemy wierzch garścią migdałowych płatków, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na kolejne 3o - 4o minut. 

Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C. 

Pieczemy bułki przez ok 25 minut, aż wierzch ładnie się zarumieni (piekę w starym piekarniku gazowym z dolną grzałką. Myślę że optymalnie było by piec przy grzaniu góra - dół, bez termoobiegu). 
Studzimy bułki na kratce. 

Przygotujemy lukier rabarbarowy - 4 - 5 łyżek cukru pudru mieszamy z dwoma łyżkami syropu z rabarbaru, tak żeby otrzymać gęsty lukier. W razie potrzeby dosypujemy cukru / dolewamy odrobinę wody bądź soku z cytryny. 

Lukrem dekorujemy wystudzone bułeczki. 



P y s z n e ! 

Smacznego :)




poniedziałek, 12 maja 2014

Migawki z Warszawy.




Dziś krótko i niekulinarnie. 
Migawki z warszawskiego weekendu z moją Basią - Ginger :*, która się do stolicy przeprowadziła i wcale tego nie żałuje. 

A ja doskonale to rozumiem. (Z)rozumiałam. 

Zachwyty. Oh. 


*          *          *


(Migawki z telefonu, aparatu nie wzięła, mea culpa. 
Następnym razem będzie profesjonalnie, z aparatu. Wybaczcie :))
















wtorek, 6 maja 2014

Sernik z musem bazyliowym.



Taki oto sernik z  z i e l o n ą  czapą wylądował w tym roku na Wielkanocnym stole mojej Mamy. 
Jechał sobie ze mną na Wielkanocne śniadanie, i zapachnił mi auto. 
Na bazyliowo.

Wzbudził całą masę zainteresowania, no bo skąd ta zieleń? Pistacje? Limonka? 
Zielony u f o l u d e k wśród serników wiedeńskich i mazurków. 

Polecam! 





Sernik z musem bazyliowym. 
/na tortownicę o średnicy 22cm. Przepis na mus bazyliowy - Kwestia Smaku/


Na spód:

100 g herbatników maślanych
100 g biszkoptów (użyłam małych okrągłych)
60 g stopionego i przestudzonego masła
60 g drobnego cukru

Na masę serową:

500 g sera potrójnie mielonego (z wiaderka)
500 g sera mascarpone 
230 g cukru
 3 łyżki mąki ziemniaczanej
4 jajka
sok wyciśnięty z jednej limonki*

*smak limonki był słabo wyczuwalny, następnym razem dam dwa razy więcej. 



Piekarnik nagrzewamy do 170 st C. 
Dno i boki tortownicy smarujemy masłem (użyłam tortownicy o średnicy 22cm)
Miksujemy składniki na spód, powinniśmy uzyskać konsystencję mokrego piasku. Biszkoptowo - ciasteczkową mieszanką wykładamy dno i boki tortownicy, dociskamy i wyrównujemy powierzchnię. 
Pieczemy ok 5 min. 

W misie miksera łączymy twaróg, mascarpone i cukier. 
Dodajemy mąkę ziemniaczaną, sok z limonki, i wciąż mieszając na wolnych obrotach miksera, po jednym jajku. 
Masa serowa powinna być gęsta i błyszcząca. 

Ser wykładamy na podpieczony spód, wyrównujemy powierzchnię. 
Temperaturę piekarnika zmniejszamy do 100 st C.
Sernik wstawiamy do piekarnika, pieczemy ok 3h, aż środek będzie ścięty. 

Studzimy przy uchylonych drzwiczkach piekarnika. 


Przygotowujemy mus bazyliowy. 


listki zerwane z dwóch krzaczków bazylii 
4 łyżki cukru
1 łyżka żelatyny
500 ml śmietanki kremówki 30%, schłodzonej


Do dekoracji:

skórka starta z dwóch limonek
garść listków bazylii


Listki bazylii miksujemy na papkę z 2 łyżkami wody. Powstały mus przelewamy przez sito do 
czystego naczynia, mocno dociskamy łyżką zmielone liście - powinniśmy uzyskać ok 1/4 szklanki ciemnozielonego soku :)
Do tak otrzymanej bazyliowej ‚esencji’ dodajemy cukier i 125 ml śmietanki, mieszamy. Resztę śmietanki przelewamy do miski (w której będziemy ją ubijać), wstawiamy do lodówki. 

Żelatynę wsypujemy do małego garnuszka, dodajemy 2 łyżki wody, mieszamy i odstawiamy na około 10 min, żeby napęczniała. Uwaga! Przed połączeniem składników żelatyna m u s i być płynna - podgrzewamy ją chwilę energicznie mieszając, aż pozbędziemy się w s z y s t k i c h grudek. 
Łyżka po łyżce, dodajemy do rozpuszczonej żelatyny bazyliową śmietankę - cały czas mieszamy. 

Pozostałą, schłodzoną śmietankę (375 ml), ubijamy na sztywno. 
Dodajemy masę bazyliową z żelatyną, miksujemy krótko, aż składniki się połączą. 

Na dobrze wystudzonym serniku, z powrotem zapinamy obręcz. 
Delikatnie wykładamy mus (powinien być dość gęsty), wyrównujemy powierzchnię łyżką, dobrze schładzamy w lodówce. 
Przed ściągnięciem obręczy, obkrajamy sernik ostrym noże. 

Dekorujemy bazylią i / lub skórką cytrynową. 



Smacznego!




poniedziałek, 5 maja 2014

Cytrynowy pieczony kurczak.




Kurczę pieczone! 
Wiecie, że jeszcze nigdy nie piekłam samodzielnie k u r c z a k a .... w całości!? 
Oj tak, i uświadomiłam sobie to, trafiając na ten przepis, z kuchni g r e c k i e j  nadal. 
I nadal w ramach ulubionej mojej akcji Europa od kuchni z Tripsta.pl

Zadumałam się trochę nad tym całościowym kurczakiem w sklepie. Czy oby na pewno mi się upiecze w środku? A może jednak udka? Albo podudzia same?
Ale udek w sklepie niet, przytaszczyłam więc do domu, o zgrozo, całego ptaka. 
I zrobiłam. 

Wyszedł. Pyszny. 

Polecam bardzo! 




Kurczak pieczony z cytryną, czosnkiem i rozmarynem. 
/inspiracja - ten przepis/


1 cały kurczak (u mnie dość mały, ok 1,5 kg)
2 cytryny, przekrojone wzdłuż na ćwiartki
sok wyciśnięty z jednej cytryny
2 główki czosnku, przekrojone w poprzek na pół
kilka gałązek świeżego rozmarynu 
sól i świeżo mielony pieprz
oliwa z oliwek
50 ml białego wina

1 kg młodych, malutkich ziemniaków



Kurczaka myjemy i osuszamy papierowym ręcznikiem. 

Mieszamy w misce składniki marynaty - sok z cytryny, oliwę, wino. Wkładamy kurczaka (piersiami do góry) do naczynia żaroodpornego w którym będzie się piekł, zalewamy marynatą. Solimy i pieprzmy (użyłam gruboziarnistej różowej soli himalajskiej i kolorowego pieprzu), posypujemy igiełkami rozmarynu, odstawiamy na kilka godzin do przegryzienia. 

Ziemniaki myjemy, gotujemy przez ok 10 min. Odlewamy wodę, odstawiamy. 

Piekarnik nagrzewamy do ok 200 st C. 
Na dno żaroodpornego naczynia z kurczakiem układamy ćwiartki cytryny. 

Kurczaka pieczemy ok 1,5 - 2 h - w zależności od tego jak jest duży. 
W połowie pieczenia odwróciłam go na drugą stronę (mam piekarnik z t y l k o dolną grzałką, myślę, że przy równomiernym pieczeniu również z góry, jest to zbędne).
Mniej więcej w połowie pieczenia, dokładamy do brytfanki podgotowane wcześniej ziemniaki i przepołowione, nieobrane główki czosnku. 
Kilkakrotnie, w czasie pieczenia, warto również polać kurczaka powstałym na dnia naczynia sosem. 

Pieczemy aż kurczak będzie złocisty, a wypływające z niego soki przezroczyste. 


Podajemy na gorąco. 



Smacznego!







sobota, 3 maja 2014

Fava. Grecka pasta z grochu.



Razem z Tripsta.pl i trwającą akcją Europa od kuchni, wciąż pozostaję w klimatach kuchni greckiej. 
Tym razem fava - pasta z żółtego grochu i cebuli. Trochę Wam zajęło zidentyfikowanie potrawy na zdjęciu na facebooku ;-)
Bardzo w moim stylu, kilka zaledwie składników, a smak... jest pyszna, spróbujcie.

Ważne jest, żeby naprawdę mocno (roz)gotować groch, i długo miksować pastę. Chyba że chcecie pastę z kawałkami grochu i cebuli, ponoć czasem podaje się  i taką. 

Więcej o kuchni greckiej znajdziecie na tej stronie.

A tymczasem, u mnie na swoją kolej czekają w lodówce dwa, piękne bakłażany.... 





 Fava. Grecka pasta z grochu. 


250 g żółtego grochu łuskanego (połówki)
4 duże cebule, obrane i pokrojone w piórka
sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
ok 150 ml oliwy
sól i świeżo mielony pieprz, do smaku


Groch zalewamy, pozostawiamy do namoczenia na noc (lub na około 12h). 
Następnie gotujemy go do miękkości w tej samej wodzie - woda powinna odparować, a groch ugotować się na miękką papkę. 

Na patelnię z rozgrzaną oliwą wykładamy cebulę, smażymy pod przykryciem na bardzo wolnym ogniu przez około 30 - 40 minut, aż będzie miękka i skarmelizowana. 

Cebulę dodajemy do ugotowanego grochu, solimy i pieprzymy do smaku.
Miksujemy na g ł a d k ą masę. Tutaj, żeby uzyskać konsystencję widoczną na zdjęciu, należy miksować przez około 2 - 3 minuty. 
Dolewamy oliwę, tak żeby uzyskać pożądaną konsystencję. 
Dosmaczamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny. 

Favę podajemy skropioną oliwą, z chlebkiem pita lub ze zwykłym, ulubionym pieczywem. Pasta smakuje również świetnie jako dip do warzyw.



Smacznego!