wtorek, 28 czerwca 2011

Bakłażan na pizzy?... P i z z a z bakłażanem!




Pisałam już niejednokrotnie, że naprawdę uwielbiam bakłażany.
Można zrobić z nich wszystko!

Dlaczego by więc nie… pizzę :)
Przypieczone plasterki bakłażana na cienkim chrupiącym spodzie. Z dodatkiem świeżego imbiru i czosnku. I pepperoncino – na ostro.

Polecam!
Naprawdę :)



Pikantna pizza z bakłażanem
/ na jedną dużą, okrągłą pizzę/

Ciasto na pizzę*

* Możecie użyć przepisu podstawowego na ciasto do pizzy. Ja jednak tym razem spróbowałam wersję bez żółtka i z wyrabianiem ciasta. I nie wiem czy nie  jest jeszcze lepsze.. :)

1 szklanka mąki
½ szklanki ciepłej wody /tej samej szklanki którą mierzyliśmy mąkę/
25 g świeżych drożdży
½  łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
oliwa z oliwek / można zastąpić olejem roślinnym /

Z wody, cukru i drożdży przygotowujemy zaczyn / mieszamy wszystko dokładnie / i odstawiamy aż ‘ruszy’ / 5 – 10 min, na powierzchni zacznie tworzyć się pianka /
Do mąki dodać sól.
Stopniowo dolewać drożdżowego zaczynu do mąki, i początkowo mieszać ciasto nożem /tak jak pisałam tu /, później zaś wyrabiać ręcznie przez ok. 5 min, w razie potrzeby podsypując mąką.
Ciasto powinno być elastyczne i nie za twarde. Nie powinno też kleić się do rąk.

Z gotowego ciasta formujemy kulkę, smarujemy oliwą żeby nie obeschła i zostawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia / nie ma potrzeby zostawiania ciasta na długo, w zupełności wystarczy jak poczekamy 15 – 20 min – tyle czasu zajmuje nam przygotowanie reszty :) /


Na pizzę:

1 średniej wielkości bakłażan
3 ząbki czosnku, drobno posiekanego
150 g przecieru pomidorowego
ok. 3 - 4 cm kawałek świeżego imbiru, drobno startego
½ łyżeczki pepperoncino
2 - 3 łyżki wody
sól i świeżo mielony pieprz
oliwa z oliwek
tarty parmezan /do posypania/

Bakłażana kroimy w bardzo cienkie plasterki / ok.. ½ cm /

Do przecieru pomidorowego dodajemy czosnek, imbir i pepperoncino. Podgrzewamy w garnuszku dodając 2 – 3 łyżki wody.
Dodajemy sól i pieprz do smaku / ja dodaję raczej sporo pieprzu i soli – tutaj kosztujemy i dosmaczamy ‘po swojemu’ /

Ciasto rozkładamy na posmarowanej cieniutko oliwą blasze. Formujemy placek /bardzo cienki! Na brzegach można zostawić nieco więcej ciasta /.
Łyżką, delikatnie rozkładamy na pizzy sos, a następnie plasterki bakłażana. Skrapiamy całość oliwą z oliwek.

Pieczemy w temperaturze 200 st. C przez ok. 15 min – ciasto powinno być złoto-brązowe a skórka z bakłażana spieczona.
Gdyby ciasto było już zrobione, a bakłażan wciąż jeszcze nie, można wyciągnąć pizzę, raz jeszcze skropić bakłażany oliwą i wstawić na chwilkę na najwyższą półkę piekarnika – powinny błyskawicznie ‘dojść’ :)

Pizzę najlepiej podać pozyskaną parmezanem / ja niestety tym razem zapomniałam…/


Smacznego!




niedziela, 26 czerwca 2011

Słodkości na nie-pogodę. Muffiny bananowo - karmelowe.




W Norwegii wciąż zimno. Czasem n i e pada :)
Gdy temperatura ‘podskakuje’ do 18 st C jestem przeszczęśliwa i idę biegać. Ale na tym na razie kończy się skala… czekam na ciepło i słońce w większej ilości.

Wieczorami Siedzę opatulona i myślę, że u Was tak ciepło i pichcicie lekkie dania na słoneczne dni.
Ja za to piekę słodkości na niepogodę :)

Muffinki bananowo karmelowe znalazłam u Liski.
Piekłam je z moją przyjaciółką Marianne, w naszej Campingowej kuchni.
Chyba najlepsze muffiny jakie do tej pory jadłam!

Bo wypieki z bananem nie mogą być niedobre.
A gdy dodamy do tego karmel… Mikstura iście magiczna…!

Bez zastanowienia podwoiłam ilość składników podanych przez Liskę. Następnym razem zrobię jednak co najmniej dwa razy tyle :)
Muffiny znikają w kilka chwil.

Do powtórzenia. Na pewno nie raz.



Muffiny bananowo – karmelowe.
/ na 12 średniej wielkości muffinków. Zdecydowanie za mało /
źródło - ten przepis

2 banany
2 jajka
40 g drobnego cukru
80 g masła, stopionego
100 g sosu karmelowego
200 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Rozgnieść widelcem banany /nie rozgniotłam ich na całkowitą miazgę, gdzie niegdzie pozostały dość spore kawałki banana/, dodać do nich jajka, masło, cukier, sos karmelowy oraz mąkę wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia.

Wymieszać wszystkie składniki łyżką /nie miksować/.

Piekarnik nagrzać do 180 st C. Formy do muffinków /użyłam silikonowych/ napełnić do ok. 2/3 wysokości.
Piec ok. 20 min. Moje muffinki były gotowe już po 18 minutach, ale jak słusznie pisze Liska, wszystko zależ od ich wielkości.

Są c u d o w n e !
Naprawdę, bardzo bardzo gorąco polecam :)

Smacznego!



środa, 22 czerwca 2011

Chrupiący bekon, kapary i suszone pomidory. Pikantne spaghetti.





Ta propozycja na spaghetti jest naprawdę błyskawiczna.

 Nie zapomnijcie zacząć od nastawienia wody na makaron, całe danie można wtedy przygotować w dosłownie 20 min.
Jeśli lubicie bardzo ostre potrawy, można zwiększyć troszkę ilość pepperoncino.

Bardzo polecam :)



Spaghetti z bekonem i kaparami
/ na dwie, spore porcje /

2 opakowania cienko krojonego bekonu *
4 łyżki kaparów
2 – 3 łyżeczki suszonej bazylii
ok. 4 łyżki sosu sojowego
¼ łyżeczki pepperoncino, lub 1 mała suszona papryczka chilli
6 suszonych pomidorów / dałam ze słoiczka, w zalewie /, pokrojone w paseczki
3 – 4 ząbki czosnku, posiekane
drobno starty parmezan do posypania
kilka listków świeżej bazylii / opcjonalnie /

ok. 200 – 250 gr. Makaronu spaghetti

* Ponieważ bekon i kapary, a także sos sojowy są słone, dania  n i e  trzeba już solić. A przynajmniej bardzo uważajcie z soleniem.. :)

Makaron ugotować zgodnie z przepisem na opakowaniu.

Plasterki bekonu ułożyć na suchej, dość dużej patelni / nie ma potrzeby dodawać oleju – bekon będzie się wytapiał /. Po ok. minucie dodać posiekany czosnek, pepperoncino, suszoną bazylię. Smażyć aż bekon będzie przyrumieniony.

Na patelnię wrzucić ugotowane spaghetti, dodać sos sojowy i dokładnie wymieszać. Tutaj możecie zwiększyć ogień i ‘podsmażyć’ jeszcze makaron przez 2 – 3 minuty /aż odparuje z niego cała woda/.

Na końcu dodać kapary.
Podawać posypane parmezanem, suszonymi pomidorami i świeżą bazylią.


Smacznego!


/ps. zapomniałam posypać bazylią... /


niedziela, 19 czerwca 2011

Moja ulubiona zupa c e b u l o w a




Przyznam szczerze, że zup nie robię zbyt często.
Ale gdy już się zdecyduję, i gorąca paruje na talerzu, to zawsze mam to nieodparte wrażenie, że to ‘takie pyszne, muszę k o n i  e c z n i e  robić częściej’ :)

A już na pewno myślę tak zawsze , ilekroć zrobię tą zupę.
Jest naprawdę fantastyczna!

Bardzo, bardzo polecam.

Przepis jest miksem propozycji Liski, mojej przyjaciółki Zuzi, oraz Ewy :) /pozdrawiam Was!/



Zupa cebulowa. Z grzankami.
/ na około 4 porcje /

5 średniej wielkości cebul, obranych i pokrojonych w piórka
1 litr wywaru warzywnego*
5 łyżek masła
1 łyżeczka suszonego tymianku
1 łyżeczka suszonej bazylii
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
1 łyżka oliwy z oliwek
kilka  listków świeżej bazylii, posiekanych /do dekoracji/
sól i pieprz /najlepiej świeżo zmielony/
  

* Na wywar:

1 opakowanie włoszczyzny (kawałek selera, pora, cebula, 2 marchewki, 1 korzeń pietruszki)
3 – 4 gałązki świeżej pietruszki
4 listki laurowe
½ łyżki ziela angielskiego
½ łyżki kolorowego pieprzu

Masło i oliwę rozpuścić na patelni. Dodać cebulę i dusić ja pod przykryciem ok. 20 – 30 min /na małym ogniu/, od czasu do czasu mieszając.
Powinna być miękka, złocista – nie brązowa.

Dodać suszony tymianek, bazylię, posolić, popieprzyć.

Tak przygotowaną cebulę wlać do wywaru, zmiksować. Gotować jeszcze kilka minut, dodać gałkę muszkatołową, doprawić wedle uznania solą i pieprzem.

Zupa jest najlepsza gdy odstoi kilka godzin.
A już zupełnie najlepsza następnego dnia. Także, naprawdę warto przygotować ją odrobinę wcześniej.
Podawać z grzankami z serem i odrobiną świeżej bazylii.

Grzanki z serem


1 bagietka lub inne białe pieczywo
kilka plasterków sera żółtego /*użyłam Goudy/
masło

Bagietkę pokroić, opiec w opiekaczu lub zgrillować.
Posmarować masłem, na każdej kromce, jeszcze ciepłej, położyć cieniutki plasterek sera. Podawać natychmiast.

Ja zawsze podaję grzanki na talerzu obok – każdy może je wrzucać do zupy ‘na bieżąco’

Smacznego!





wtorek, 14 czerwca 2011

P i z z a. Ze szpinakiem, bekonem i pomidorkami koktajlowymi.




..Zobaczyłam w na sklepowej półce ‘baby spinach’.
‘A może by tak pizza ze szpinakiem’ = pomyślałam. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam.

Listki szpinaku połączyłam z cienko pokrojonym bekonem i słodkimi pomidorkami koktajlowymi.
Taka pizza jest naprawdę przepyszna, smaki /a również i kolory!/  idealnie się komponują.




Pizza ze szpinakiem, bekonem i pomidorkami koktajlowymi.
/Pizza with spinach, bacon and cherry tomatoes/

/na jedną dużą pizzę; najedliśmy się w dwójkę/

Ciasto na pizzę – przepis podstawowy.

A oprócz ciasta:
200 g sera mozzarelli
400 g pomidorów w puszce /1 puszka/
1 łyżeczka bazylii suszonej
1 łyżeczka suszonego oregano
1 łyżeczka ziół prowansalskich
klika listków świeżej bazylii
6 ząbków ząbki czosnku, bardzo drobno posiekanych
100 g liści szpinaku, najlepiej ‘baby spinach’
15 – 20 pomidorków koktajlowych
100 g cienko krojonego bekonu /1 opakowanie/
sól i świeżo zmielony pieprz do smaku

Wyrośnięte ciasto rozłożyć cienko na posmarowanej oliwą z oliwek blasze.
Odstawić na 10 – 15 min.

Przygotować sos pomidorowy.
Pomidory w puszce doprawić ziołami /bazylia, oregano, zioła prowansalskie/, dodać 2 ząbki czosnku i posiekaną świeżą bazylię. Zagotować.

Na pizzę nałożyć sos, następnie ser. Rozłożyć liście szpinaku, pomidorki i bekon. Posypać pozostałym czosnkiem i suszonym oregano. Lekko posolić.
Nie martwcie się, że to wszystko ‘odstaje’ i wygląda jak ‘sałatka’ ze szpinakiem :) – tak ma być. Pod wpływem temperatury szpinak się skurczy i wszystko ładnie się "poukłada".

Piec w temperaturze 200 st przez ok. 10 – 15 min /sprawdzajcie czy spód odchodzi od blachy i czy jest złoto-brązowy/*

*Do pieczenia pizzy najbardziej lubię opcję grzałka od dołu i termoobieg – to co mamy na pizzy pozostanie wtedy soczyste a spód ładnie się wysuszy. 
Jeśli nie macie termoobiegu, można piec pizzę na obu grzałkach przez 7 – 8 min, później zaś zostawić tylko dolną.



Smacznego!




sobota, 11 czerwca 2011

Wrzućmy z i e m n i a k i do ogniska! Najlepsze ziemniaczki Grillowe.




Lubicie smak ziemniaków z ogniska?...
Osmalone popiołem, parzą dłonie…
Nierówno przypieczona skórka.
W środku gorące, kruche, aromatyczne…

Z odrobiną soli.
Lub kapką prawdziwego masła.
Lub same…

Najlepsze!

Dla mnie zawsze były wyczekiwaną kulminacją wszelakich ognisk.
Jedzone palcami, tak smaczne, że nieistotne było że parzą dłonie i język :)



Te ziemniaczki nie są co prawda ‘ogniskowe’, ale ich smak momentalnie przywołał mi wspomnienia tych, szukanych w żarze ‘dojrzałego’ ogniska.
Naprawdę przepyszne!
Spróbujecie k o n i e c z n i e przy najbliższym grillowaniu !

Ziemniaczki. Najlepsze.

kilka niedużych ziemniaków, dokładnie wymytych, ze skórką
wędzona papryka
smoked pepper’*
czosnek
sól
serek topiony, miękki, dobrej jakości /użyłam takiego w tubce/
kilka plasterków ulubionego, twardego, aromatycznego sera /tutaj, Ridderost/
*/opcjonalnie kilka plasterków cienko pokrojonego bekonu/
*/opcjonalnie czerwona papryczka chilli/
                              
* smoked pepper – pieprz ‘wędzony’, czy raczej ‘prażony’. Możemy go uzyskać prażąc całe ziarenka pieprzu na suchej patelni – tak długo aż zacznie pachnieć =)
Zmielić w młynku do pieprzu.

Ziemniaczki przekrajamy wzdłuż na połówki, wkładamy do piekarnika i pieczemy w ok. 200 st. przez 30 – 40 minut – do miękkości.
Następnie wydrążamy je w środku, zostawiając ok. 1,5 cm miąższu przy łupinkach.

Grillujemy tak przygotowane ziemniaki miąższem do dołu, aż nabiorą złotobrązowego koloru.



W międzyczasie przygotowujemy nadzienie.
Masło ucieramy z czosnkiem, odrobiną soli i wędzona papryką. Jeśli chcemy żeby ziemniaczki były bardziej pikantne, do masła dodajemy odrobinę posiekanej czerwonej chilli. /Ja jadłam bez chilli, i zdecydowanie polecam w takiej wersji – wyraźnie czuć wszystkie smaki, a ostry mógłby je zdominować/

Serek topiony ucieramy z ‘wędzonym’, świeżo zmielonym  pieprzem.
Twardy ser kroimy na małe kawałki.

Upieczone ‘od środka’ ziemniaczki odwracamy na drugą stronę i ‘nadziewamy’.
Najpierw odrobina przyprawionego masła, kawałek twardego sera i łyżeczka topionego.
Na samą górę można położyć kawałeczek przysmażonego bekonu / tutaj, wersja bez – bekonowa/.

Wcinamy na ciepło.
Najlepiej w dobrym towarzystwie :)

Smacznego!



czwartek, 9 czerwca 2011

A może by tak...zrobić g r i l l a ? Norweskie grillowanie.




Bardzo lubię czas grillowania.
Jedzenie na zewnątrz zawsze wydaje się wyostrzać apetyt.
I to oczekiwanie.
- Już dobra? – Nie, jeszcze chwilkę jej trzeba; jeszcze musi się dopiec. Tak ciut ciut.

Podjadam sałatkę w oczekiwaniu na ‘konkret’
I wszystko smakuje lepiej.

To grillowe jedzonko przygotowywał nasz znajomy, Denis. Z pochodzenia Chorwat, kucharz, mieszkający od dziecka tu, w Norwegii.
Teraz wraca do siebie, do ciepłej Chorwacji i otwiera tam własną restaurację.
Ja, życzę mu powodzenia.

Były udka z kurczaka w przepysznej marynacie.
I burgery – giganty /musiałam jeść mojego nożem i widelcem, inaczej się nie dało :)/
I cudne ziemniaczki…tak pyszne, że postanowiłam poświęcić im osobnego posta…

Zatem – do grillowania Kochani!

Marynata do kurczaka ‘Jack Daniels’. Przepyszna.
/ ilości na 1 kg kurczaka. Może być cokolwiek, piersi, udka czy skrzydełka/

50 g suszonych śliwek
10 g suszonych moreli /powinny być ze śliwkami w proporcji 1:5/
1 łyżeczka cukru
½ łyżki dobrej jakości miodu
2 łyżki whisky Jack Daniel’s
1 łyżka octu winnego

Śliwki i morele zalać ok. ½ szklanki gorącej wody, odstawić do napęcznienia.
Zmiksować.
Dodać pozostałe składniki, wymieszać. Prościej się już nie da :)

Tak przygotowaną marynatą polewać kilkakrotnie kurczaka podczas grillowania. Naprawdę bardzo polecam!
Myślę też, że marynata bardzo nie ucierpi jeśli zamiast Jacka Daniels’a /jeśli nie mamy/ dodamy innej whisky :)

/Dodatkowo Denis polewał kurczakowi udka oliwą z oliwek z czosnkiem i wędzoną czerwoną papryką/.






Burgery – giganty
/nie podaję ilości, można zrobić ‘na oko’/

Mięso mielone doprawić solą i pieprzem, dodać drobno posiekaną cebulę i posiekany /lub przeciśnięty przez praskę/ czosnek.
Warto przygotować je wcześniej żeby ‘nabrały smaku’.
Z tak przygotowanego mięsa formujemy okrągłe, płaskie burgery.

Grillujemy :)

Denis podał burgery z pokrojonym awokado, cebulą, pomidorem i plasterkiem sera. I z domowym majonezem…



Smacznego grillowania!


cdn. 

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Co powiecie na trochę m a r c h e w k i ? Indyjska Gajar Halava.




Po raz pierwszy /prócz tej ‘Woodstockowej’/ jadłam halavę w Indiach.
Nasza pierwsza wyprawa w tamte strony, dużo ekscytacji, nieustanny zachwyt, trochę niepewności.

Amritsar – stolica Sikhów. Północno – zachodnia część Indii.
Zatrzymujemy się w drodze na północ, w indyjskie Himalaje. I jeśli miałabym opisać moje wrażenie w jednym słowie, powiedziałabym bez wahania – m a g i a.
Amritsar jest dla Sikhów niczym Mekka dla Muzułmanów, a Dabar Sahib – Golden Temple, najwyższym miejscem kultu.

Tam też się zatrzymujemy. Wokół masy pielgrzymów, ogromne dormitoria, wszędzie niezwykłość i kolory. Ludzie siedzą lub leżą wokół, na porozkładanych chustach. Lub wprost na posadzce.

Noc. Pod bosymi stopami ciepły jeszcze od słońca marmur. W dzień tak gorący że parzy - w nocy przyjemnie kojący.
Kompleks Golden Temple lśni, światło odbija się od wody wokół. Tam obmywają się wierzący hindusi. Wchodzą powoli po schodach i znikają na moment pod taflą wody.
Cisza. Jak na Indie jest naprawdę cicho.

Przed druga w nocy idziemy usiąść przed Świątynią – czekamy wraz z kolorowo ubranym tłumem na jej otwarcie.
Od północy do godziny drugiej, złoto z którego jest zbudowana, myte  jest ciepłym m l e k i e m. Zgromadzone kobiety zaczynają śpiewać monotonnymi głosami. Czekamy na otwarcie…

To jeden z bardziej nasyconych magią momentów z naszych podróży po Azji.
Kolorowy, śpiewający w środku nocy tłum, majestat i precyzja świątynnego kompleksu… udzielający się bez względu na wszystko podniosły nastrój… i.. zapach ciepłego mleka…
Takie są właśnie Indie…

Wychodząc, dostajemy od jednego z kapłanów ciepłą, pachnącą kulkę.
Kapłan wybiera masę  z wielkiej michy, lekko ugniata w rękach i wkłada w nasze dłonie.
Patrzymy z niepewnością na szarawą papkę.
Czy to się je??
Wąchamy – pachnie. Kosztujemy – cudowne!
Halava – prawdziwa. Prawdziwie Indyjska.

Amritsar, Golden Temple nocą. Indie, 2008.
Amritsar, Golden Temple. Indie, 2008.

Amritsar, poranek w świątyni.
Indie, 2008.

Halavę można robić zarówno  z kaszy mannej /taką jadłam w Amritsar/ jak i z marchwi. Dzisiaj proponuję marchewkową – naprawdę zadziwia smakiem!
Gdy zrobiłam ja po raz pierwszy, Piotrek długo zgadywał zanim wpadł na właściwy trop – bazą deseru jest… m a r c h e w k a.


Gajar halava. Halava z marchwi.

½ kg marchwi, startej na tarce na długie i cienkie wiórki
½ kostki masła
1 szklanka /250 ml/ mleka
40 – 60 g cukru
½ łyżeczki mielonego kardamonu
¼ łyżeczki mielonej kolendry
¼ łyżeczki kurkumy
1 garść rodzynek
1 garść nie solonych pistacji, pokruszonych /*jeśli są solone, obrać z łupinek, przepłukać wodą i wysuszyć na patelni/




Roztopić masło na patelni.
Dodać potartą na cienkie niteczki marchewkę. Smażyć na dużym ogniu, ciągle mieszając aż się zarumieni / 10 – 15 min/. Im bardziej przysmażona marchew / powinna zmienić kolor z pomarańczowego na złocisty/, tym lepsza halava.  

Następnie stopniowo dodawać podgrzane mleko, kardamon, kurkumę i kolendrę.

Na sam koniec dodać cukier, i gotować całość, aż mleko odparuje, a masa będzie gęsta i wyraźnie zacznie odchodzić od ścianek patelni.

Dodać pistacje i rodzynki / lub inne, Wasze ulubione bakalie/

Przełożyć do pojemnika /najlepiej płaskiego/, dokładnie ‘ubić’ masę i zostawić do wystudzenia.
Podawać pokrojoną w kostkę, lub nabierać kulki łyżką do lodów.

Smacznego!!





piątek, 3 czerwca 2011

I ja umiem zrobić k o t l e t a ! Czyli o klasycznym do bólu kotlecie schabowym w ‘raczej-nie-polskiej’ kuchni :)




Czasem przychodzi mi nieodparta ochota na proste, tradycyjne smaki.
Mało wymyślne, mało pikantne, mało oryginalne.
Ale jakie dobre! Idealne od czasu do czasu, właśnie żeby takową ‘ochotę’ zaspokoić.

Też tak macie??

Świeży zielony ogórek w mizerii.
Gotowane młode ziemniaki z masełkiem i koperkiem.
I symbol polskiej kuchni – kotlet schabowy we własnej szanownej osobie.
Do dzieła!


Kotlet schabowy
Co potrzeba: /dwa kotlety/

2 chude kawałki schabu
1 jajko, rozbełtane
4 – 5 łyżek bułki tartej
3 łyżki mąki
sól
vegeta
świeżo zmielony pieprz
olej roślinny do smażenia

Kotlety cienko rozbić (ja lubię naprawdę bardzo cienko).
Obtoczyć w mące, następnie w jajku i w bułce tartej. Kłaść na rozgrzany olej i smażyć na słoto-brązowo z obu stron.

Ziemniaki

kilka młodych ziemniaków
2 łyżki masła
1 pęczek koperku
1 – 2 łyżeczki soli

Młode ziemniaki dokładnie wymyć, wrzucić wraz z ½ pęczka koperku do gotującej się, osolonej wody (lub ugotować je na parze).
Ugotowane ziemniaki podać z masłem i pozostałym, posiekanym koperkiem.



Mizeria

1 duży zielony ogórek
300 – 400 ml śmietany lub jogurtu greckiego (dałam jogurt)
sól i pieprz do smaku

Ogórka obrać, zetrzeć na tarce lub pokroić w cienkie plasterki. Posolić, odstawić na 5 – 10 min. Po tym czasie można odlać wodę, którą puściły ogórki (nie trzeba). Dodać śmietanę, posolić i popieprzyć do smaku.

Smacznego!