poniedziałek, 6 czerwca 2011

Co powiecie na trochę m a r c h e w k i ? Indyjska Gajar Halava.




Po raz pierwszy /prócz tej ‘Woodstockowej’/ jadłam halavę w Indiach.
Nasza pierwsza wyprawa w tamte strony, dużo ekscytacji, nieustanny zachwyt, trochę niepewności.

Amritsar – stolica Sikhów. Północno – zachodnia część Indii.
Zatrzymujemy się w drodze na północ, w indyjskie Himalaje. I jeśli miałabym opisać moje wrażenie w jednym słowie, powiedziałabym bez wahania – m a g i a.
Amritsar jest dla Sikhów niczym Mekka dla Muzułmanów, a Dabar Sahib – Golden Temple, najwyższym miejscem kultu.

Tam też się zatrzymujemy. Wokół masy pielgrzymów, ogromne dormitoria, wszędzie niezwykłość i kolory. Ludzie siedzą lub leżą wokół, na porozkładanych chustach. Lub wprost na posadzce.

Noc. Pod bosymi stopami ciepły jeszcze od słońca marmur. W dzień tak gorący że parzy - w nocy przyjemnie kojący.
Kompleks Golden Temple lśni, światło odbija się od wody wokół. Tam obmywają się wierzący hindusi. Wchodzą powoli po schodach i znikają na moment pod taflą wody.
Cisza. Jak na Indie jest naprawdę cicho.

Przed druga w nocy idziemy usiąść przed Świątynią – czekamy wraz z kolorowo ubranym tłumem na jej otwarcie.
Od północy do godziny drugiej, złoto z którego jest zbudowana, myte  jest ciepłym m l e k i e m. Zgromadzone kobiety zaczynają śpiewać monotonnymi głosami. Czekamy na otwarcie…

To jeden z bardziej nasyconych magią momentów z naszych podróży po Azji.
Kolorowy, śpiewający w środku nocy tłum, majestat i precyzja świątynnego kompleksu… udzielający się bez względu na wszystko podniosły nastrój… i.. zapach ciepłego mleka…
Takie są właśnie Indie…

Wychodząc, dostajemy od jednego z kapłanów ciepłą, pachnącą kulkę.
Kapłan wybiera masę  z wielkiej michy, lekko ugniata w rękach i wkłada w nasze dłonie.
Patrzymy z niepewnością na szarawą papkę.
Czy to się je??
Wąchamy – pachnie. Kosztujemy – cudowne!
Halava – prawdziwa. Prawdziwie Indyjska.

Amritsar, Golden Temple nocą. Indie, 2008.
Amritsar, Golden Temple. Indie, 2008.

Amritsar, poranek w świątyni.
Indie, 2008.

Halavę można robić zarówno  z kaszy mannej /taką jadłam w Amritsar/ jak i z marchwi. Dzisiaj proponuję marchewkową – naprawdę zadziwia smakiem!
Gdy zrobiłam ja po raz pierwszy, Piotrek długo zgadywał zanim wpadł na właściwy trop – bazą deseru jest… m a r c h e w k a.


Gajar halava. Halava z marchwi.

½ kg marchwi, startej na tarce na długie i cienkie wiórki
½ kostki masła
1 szklanka /250 ml/ mleka
40 – 60 g cukru
½ łyżeczki mielonego kardamonu
¼ łyżeczki mielonej kolendry
¼ łyżeczki kurkumy
1 garść rodzynek
1 garść nie solonych pistacji, pokruszonych /*jeśli są solone, obrać z łupinek, przepłukać wodą i wysuszyć na patelni/




Roztopić masło na patelni.
Dodać potartą na cienkie niteczki marchewkę. Smażyć na dużym ogniu, ciągle mieszając aż się zarumieni / 10 – 15 min/. Im bardziej przysmażona marchew / powinna zmienić kolor z pomarańczowego na złocisty/, tym lepsza halava.  

Następnie stopniowo dodawać podgrzane mleko, kardamon, kurkumę i kolendrę.

Na sam koniec dodać cukier, i gotować całość, aż mleko odparuje, a masa będzie gęsta i wyraźnie zacznie odchodzić od ścianek patelni.

Dodać pistacje i rodzynki / lub inne, Wasze ulubione bakalie/

Przełożyć do pojemnika /najlepiej płaskiego/, dokładnie ‘ubić’ masę i zostawić do wystudzenia.
Podawać pokrojoną w kostkę, lub nabierać kulki łyżką do lodów.

Smacznego!!





21 komentarzy:

  1. Magiczna opowieść, magiczne jedzonko...

    OdpowiedzUsuń
  2. swietny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super smakowicie wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne zdjecia...jestem zachwycona :)
    Zdecydowanie dodaje do ulubionych :)pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne, chętnie bym spróbowała :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo podoba nam się skład, też chętnie byśmy spróbowali!

    OdpowiedzUsuń
  7. Natalio, odwiedzając Twój blog podróżuję.I turystycznie i kulinarnie.
    ,Trochę marchewki' bardzo mi odpowiada!

    OdpowiedzUsuń
  8. o rany, ajkie świetne danie!
    wygląda ciekawie. i jest naprawdę intrygujące.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co powiem? powiem wielkie TAK:)
    Swietny wpis, piekne zdjęcia i jedna z moich ulubionych potraw indii:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Historia równie ciekawa jak przepis na przyrządzenie tych marchewek:) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zazdroszczę przeżyć. Niezwykłe.
    I piękne zdjęcia - oddające tak bardzo codzienność, którą tak trudno jest uchwycić w sposób piękny.
    Ciekawy przepis na marchewkę - tak "zwykłą"...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale zdjęcia!!! Tylko umierać z zazdrości ;) Pzdr Aniado

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniała podróż. Indie i kraje Dalekiego Wschodu zawsze mnie fascynowały, więc miło czyta mi się takie posty i ogląda zdjęcia.
    A marchewka jutro u mnie chyba będzie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak już pisałam akurat Indie nie za bardzo mnie kręcą, ale za to Twoje opowieści o Indiach, tak wspaniale dodatkowo ilustrowane - bardzo.:)
    A ten deser...
    Ach, brzmi i wygląda bajecznie!
    I jeśli myślisz, że go kiedyś nie zrobię, to nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.:)
    Moc serdeczności.:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo cieaky sposób na marchewkę :) I piękne zdjęcia :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo ciekawy przepis, może się skuszę w najbliższej przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowne zdjęcia a przepis bardzo oryginalny. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. wygląda jak warzywa robione do ryby po grecku :) lecz nie wątpie że ma niepowtarzalny smak ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przepis na chałwę z marchwi już widziałam, ale nie odważyłam się wypróbować :) Bardzo podoba mi się to bogactwo przypraw :-)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  20. Czuję się zaciekawiona tym przepisem. Nie próbowałam jeszcze marchewki w tej wersji ale ciekawa jestem smaku strasznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Znam niestety tylko woodstockową :) ta mnie zaintrygowała.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Wam za odwiedziny i feedback w postaci komentarzy :) Pozdrawiam i zapraszam ponownie!