Narzekamy. Jako naród i każda (prawie?) jednostka z osobna.
Że za g o r ą c o (jeszcze tydzień temu) i że za z i m n o (teraz).
I że p a d a.
Albo że n i e :)
Albo że n i e :)
Powód znajdzie się zawsze.
I ja narzekam.... czasem ;)
Ale naprawdę, z całego serca n i e c h c ę tego robić!
Cieszmy się z pogody jak na południu Europy.
Cieszmy się, że przychodzi deszczowy tydzień, że pachnie świeżością.
I że jest zielono.
Że mamy na targach całe góry owoców.
I warzyw.
Ze smaków i kolorów.
Zapachów.
Trochę u w a ż n o ś c i. W codzienności.
Tego Wam ( i sobie ...) życzę :)
Ot, tak. Zupełnie bez powodu.. :)
Polędwiczka wieprzowa
z chutney rabarbarowym
/porcja dla 2 – 3 osób,
inspiracja: Kwestia Smaku/
1 polędwiczka
wieprzowa, średniej wielkości
sól i świeżo mielony
pieprz (u mnie dużo pieprzu :)
)
kilka gałązek
(miękkich) świeżego tymianku, drobno posiekanego
2 łyżki oliwy z
oliwek
Chutney rabarbarowy
4 łodygi rabarbaru,
pokrojonego na ok. 1 cm
kawałki
¼ szklanki cukru (dałam nieco mniej)
1 łyżka płynnego
miodu
2 łyżki octu
balsamicznego
sól i świeżo mielony
pieprz, do smaku
Mięso najlepiej jest przygotować wcześniej – nacieramy
polędwiczkę solą, pieprzem. Polewamy oliwą z oliwek i posypujemy tymiankiem (ja zostawiłam mięso w przyprawach i oliwie
na całą noc).
Przynajmniej na godzinę przed pieczeniem wyciągamy mięso z
lodówki.
Grillujemy na wolnym ogniu na patelni grillowej, aż wyraźnie
zarumieni się na zewnątrz (stopień
dopieczenia polędwicy zależy już wyłącznie od Was – ja lubię gdy środek nie
jest surowy, ale wciąż mięciutki i lekko różowy).
W tym czasie przygotowujemy sos.
Pokrojony rabarbar wrzucamy do garnuszka, dodajemy cukier,
miód, ewentualnie sól i pieprz. Smażymy kilka minut, aż rabarbar zmięknie.
Dolewamy balsamico i zostawiamy na wolnym ogniu jeszcze kilka minut, aż
rabarbar będzie zupełnie miękki i zacznie się ‘rozpadać’.
Podajemy z upieczoną polędwiczką.
Danie pyszne jest zarówno na ciepło, jak i na zimno –
plasterek mięsa na kanapkę i odrobina rabarbarowego chutney’a na wierzch…
Smacznego!
Jak bez powodu....? Z powodu pojawienia się polędwiczki:). Pysznej pewnie:) .
OdpowiedzUsuńJa nie narzekam, czasem stwierdzam fakty...;);)
Pięknie tu piszesz:)
Dziś pomyślałam, jadąc do pracy na rowerze i mając na sobie kurtkę przeciwdeszczową, że naprawdę nie ma złej pogody, tylko my jesteśmy źle ubrani(zazwyczaj...). Zawsze sobie myślę : A co mają powiedzieć w Norwegii??? Poza tym mam nadzieję na słoneczny wrzesień i... tyle.
Uściski, Natalio!
Jejku, Nat,jaka wspaniała polędwiczka!:) No piękna jest i taka smakowita ,że sobie ponarzekam,że jej tu koło mnie nie ma;).
OdpowiedzUsuńJa na gorąco nie narzekam, bo u mnie gorąca nie ma, lata nie widać.
Jak trochę słońce poświeci to zaraz przychodzi deszcz albo burza.
No to troszkę ponarzekałam ;)
A teraz powiem,że czekam na słoneczne dni i wierzę,że będzie pięknie,słonecznie i gorąco. :)
A na polędwiczkę to zaraz do Ciebie wpadnę:)
U Ciebie pyszny powód do radości!
OdpowiedzUsuńBardzo rzadko narzekam, na szczęście. Z drugiej strony, rzadko się z czegoś wyjątkowo cieszę. Utrzymywanie zdrowej równowagi konserwuje i minimalizuje zmarszczki ;)
OdpowiedzUsuńPolędwiczka wygląda fantastycznie. Widać, że nie masz na co narzekać ;)
Zgadzam się - narzekania trzeba się oduczyć - indywidualnie i narodowo! :) Mnie się ostatnio całkiem udaje żyć bez tego bezużytecznego narzekania, więc pocieszę wszystkich, którym jakoś nie wychodzi: to jest do zrobienia ;)
OdpowiedzUsuńCo do przepisu: bardzo ciekawe połączenie! Bardzo chcę spróbować ;)