Przystawki to fantastyczna sprawa.
Pozwalają zająć się czymś czekając na zamówione danie, zabijają pierwszy głód. Dzięki nim możemy bardziej delektować się właściwą potrawą.
W Indiach jedliśmy zawsze cheese garlic nun - gorące, cienkie placki chlebowe, z serem w środku i masłem czosnkowym na zewnątrz. Cudo!
Na przystawkę można podać wszytko - wystarczy uruchomić wyobraźnię. Idea jest taka, żeby zjeść, ale... się nie najeść :)
Pokrojone na drewnianej desce dojrzewające sery.
Albo malutka sałatka ze świeżych warzyw.
Mała miseczka zupy z czosnkową grzaneczką.
Po troszku, a pysznie!
Zobaczyłam w sklepie piękne oliwki na wagę - duże, zielone, nadziewane ząbkami czosnku. A co do oliwek?
Na przystawkę:
/dla dwóch, średnio głodnych osób/
10 dag dobrych oliwek
2 kromki żytniego chleba na zakwasie (lub innego, świeżego pieczywa)
2 łyżki oliwy z oliwek
¼ łyżeczki peperoncino (ostre, włoskie chilli)
sól i świeżo zmielony pieprz do smaku
1 pokrojony Camembert
Pokroić chleb na małe cząstki. Nalać po łyżce oliwy z oliwek do małych miseczek, doprawić solą, pieprzem i peperoncino. Chlebek smakuje rewelacyjnie moczony w oliwie, zagryzany oliwkami i serem.
W wersji burżuazyjnej, po lampce wina.
Smacznego!
Rozmarzyłam się a te zdjęcia to już u mnie ślinotok wywołują... Uwielbiam oliwki, oliwę z oliwek, chleb na zakwasie, camembert....... :)
OdpowiedzUsuń